Leczył cztery pokolenia wojniczan, wzywany biegł do chorych bez względu na wszystko

Zmarł doktor Władysław Baran, dla którego dobro pacjenta było najwyższym prawem.

Długoletniego lekarza wojnickiej społeczności, który służył pacjentom bez względu na porę dnia i nocy, stan własnego zdrowia czy pandemię, wspomina pani Zofia Kurek z Wojnicza.


SALUS AEGROTI SUPREMA LEX –
Dobro pacjenta najwyższym prawem

Doktor Władysław Baran, długoletni lekarz wojnickiej społeczności, urodził się 23 marca 1934 r. w Brzesku, gdzie uczęszczał do szkoły podstawowej i gimnazjum. Studia ukończył na Akademii Medycznej w Krakowie w 1960 roku. Następnie pracę podjął w szpitalu w Brzesku, robiąc specjalizację z ginekologii i położnictwa, a kilka lat później w zakresie chorób wewnętrznych.

W 1962 roku rozpoczął pracę w Wojniczu, w trudnych warunkach lokalowych w przychodni przy ul. Tarnowskiej, równolegle dojeżdżając do Brzeska, gdzie kontynuował specjalizację. Jako jedyny lekarz w tej miejscowości przyjmował tak dorosłych, jak i dzieci oraz kobiety w ciąży. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku przyjmował także pacjentów z okolicznych miejscowości takich jak Łukanowice, Mikołajowie, Dębina Zakrzowska i Łętowska, Isep, Milówka, Wielka Wieś, Łopoń, Olszyny, Grabno oraz Biadoliny i Łętowice. Często wspomagał także lekarzy w ośrodkach zdrowia w Łysej Górze czy Zakliczynie.

Pan doktor nigdy nie odmawiał pomocy choremu pacjentowi i także wyjeżdżał na wizyty domowe bez względu na porę dnia czy nocy, bez względu na panującą pogodę (drogi w jesienną czy zimową aurę nie wyglądały tak jak obecnie) czy stan własnego zdrowia.

„Co tylko zdjęłam doktorowi postawione bańki, a tu dzwoni telefon z prośbą o wizytę domową. Ani chwili się nie zawahał, szybko zarzucił kurtkę, chwycił torbę lekarską i już biegnie z pomocą” - wspomina pani Zofia Sumara, długoletnia pielęgniarka:

„Zima, przygotowujemy Wigilię, a tu telefon i prośba o wizytę do pacjentki z silnym bólem brzucha. Okazało się, że pacjentka już zaczynała rodzić. To jednak potrwało kilka godzin i doktor wrócił już po Pasterce” - wspomina jego żona.

Pacjenci jeszcze do tej pory opowiadają, że na wizyty domowe przyjeżdżał w pantoflach lub klapkach, często w koszulce z krótkim rękawem, mimo niskich temperatur. To wszystko dlatego, by być szybko, jak najszybciej. Pewnie był zahartowany, gdyż miał w sobie zapał sportowca. Przez kilkanaście lat grał jako czynny zawodnik w Okocimskim Klubie Sportowym.

Warunki pracy poprawiły się, kiedy w 1966 roku został wybudowany nowy ośrodek zdrowia w Wojniczu przy ul. Zawale. Później powstały również mieszkania dla lekarzy. W następnych latach w Wojniczu oprócz stomatologa zaczął pracować także pediatra. Naszemu bohaterowi jednak pracy nie ubywało. Do zakresu obowiązków dochodziła jeszcze opieka zdrowotna dzieci i młodzieży w szkołach podstawowych w Wojniczu, Łoponiu, Biadolinach, Wielkiej Wsi, a także młodzieży z Technikum Rolniczego.

Pracował ponad godziny, nie istniały dla niego wolne soboty. „Pan doktor miał niekiedy nawet ponad 6 miesięcy zaległego urlopu”- wspomina emerytowana pielęgniarka Maria Szczerba.

To nie stanowiło dla doktora Barana problemu, on po prostu kochał swoją pracę, to było jego powołanie.

Życie jednak go nie rozpieszczało. Miał dwoje dzieci, które już niestety nie żyją. Najpierw tragiczny wypadek syna, a kilka lat później śmierć córki, wybitnej neurolog. Są to rany trudne do zabliźnienia, dlatego pan doktor dalej uciekał w pracę.

Przyjmował pacjentów w Wojniczu, czasami brał dyżury w brzeskim szpitalu, a przez ostatnie kilka lat posługiwał także w hospicjum.

Pomimo przybywających lat nadal poszerzał swoją wiedzę na szkoleniach i konferencjach naukowych. Przyjmował każde wyzwania, nawet te informatyczne, by pacjent wychodził z gabinetu nie tylko z właściwą diagnozą i poradą lekarską, ale też w ostatnich latach z e-receptą czy e-zwolnieniem.

Egzamin życia przyszło doktorowi zdawać znów kolejny raz, tym razem w czasie trwającej obecnie pandemii. Pracował w tym trudnym dla wszystkich czasie każdego dnia, przyjmując pacjentów …osobiście. Nie uznawał bowiem tele-porady.

Zapytany, dlaczego w taki sposób ordynuje, bez namysłu odpowiedział: „Tego nauczyłem się na studiach i to czynić potrafię najlepiej, więc tak pracuję”.

Tak wyglądało życie doktora Władysława Barana. Praca i dom, a ponad wszystko praca, która była służba pacjentowi do ostatnich dni własnego życia. Ten egzamin został zdany, ale kosztem własnego zdrowia, a jak się okazało i życia. Za późno, za późno pan doktor pomyślał o sobie. Zmarł 22 października 2020 roku.

W taki to sposób straciliśmy już na zawsze niezwykłego lekarza o pogodnym usposobieniu i z wielkim szacunkiem pochylającego się nad chorym, zwłaszcza tym w podeszłym wieku. Ze względu na 60-letnie doświadczenie w zawodzie miał czasami niestandardowe sposoby leczenia, ale co najważniejsze - to skutkowało.

Summa summarum, nie ma chyba w Wojniczu i okolicznych miejscowościach osoby, która by nie miała kontaktu z tym właśnie lekarzem w jakiejkolwiek zdrowotnej sytuacji. Już czwarte pokolenie wojniczan było leczone przez niego.

Życie płynie, ale już nic nie będzie takie samo. Pacjenci są zdezorientowani, zaniepokojeni, jakby spłoszeni. Utraciliśmy bowiem bezpowrotnie wyjątkowo oddanego służbie pacjentowi, lekarza z powołaniem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..