W jedenastoosobowej rodzinie Marcelego i Teresy trudno orzec, kto nie jest ministrantem, bo służenie innym jest tu na porządku dziennym.
Kiedy zawierali małżeństwo, nie wiedzieli jeszcze, jakie wyzwanie stoi za zgodą na przyjęcie i wychowanie po katolicku potomstwa, którym ich Bóg obdarzy. - Byliśmy otwarci na życie i nie stawialiśmy mu tamy - mówią małżonkowie.
Swoim dziewięciorgu dzieciom, w tym pięciu synom i czterem córkom, nie zamykali też drogi do Boga. - Codziennie czytamy fragment Pisma Świętego, wspólnie się modlimy, tworzymy wspierającą się wspólnotę, choć przecież zdarzają się kłótnie czy nieporozumienia. Dzieci angażują się też w życie parafii - mówi pani Teresa.
I tak pięciu synów było lub jest w Liturgicznej Służbie Ołtarza. Z kolei najstarsza córka Klaudia należała do DSM. W jej ślady poszła młodsza siostra Amelia.
Rodzice cieszą się, że dzieci są blisko ołtarza. - To wzmacnia też więzi między nimi, uczy szacunku do siebie, do Kościoła. Pomaga trwać przy Bogu, bo na przykład Wojtek nie wyobraża sobie niedzieli bez Mszy św., choć nieraz go to kosztuje sporo wysiłku, kiedy jeździ na studia do Poznania - mówią Marceli i Teresa.
Co więcej, służba przy ołtarzu przekłada się na życie w domu. - Można wyjechać z niego i wrócić, zastając wszystko na swoim miejscu, nie rzadko z czekającym obiadem na stole, który dzieci potrafią przygotować. Ten oskrobie ziemniaki, ten zrobi mięso - śmieje się pan Marceli. Łukasz i Klaudia upieką też czasem ciasto. Szczepan podkreśla, że najważniejszymi słowami w rodzinie są „przepraszam, proszę i dziękuję”, choć Milena uważa, że „załóż pantofle”. - Fajnie jest mieć tylu braci i siostry, bo można się powygłupiać, pobawić - mówi dziewczynka. Jej najmłodsza siostra Ania ma 5 lat. Jest niepełnosprawna. - Wystarczy, żeby z nią być i patrzeć na nią. Wtedy pięknie się uśmiecha - dodaje Milena.
Więcej o rodzinie Wiechów w związku ze świętem LSO, które przypada w uroczystość Chrystusa Króla, przeczytacie w 47. numerze "Gościa Tarnowskiego".