Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Anna idzie do Betlejem

Adwentowa historia poszukiwania miejsca na narodziny dziecka lubi się powtarzać, choć zmieniają się okoliczności.

Anna spodziewa się dziecka. Pierwszego. Jej chłopak, Krzysiek, okazał się tchórzem. - Jesteśmy na to za młodzi, nie mamy pieniędzy, mieliśmy poza tym plan, że z tym poczekamy, aż będziemy gotowi. Musisz coś z tym zrobić - usłyszała od niego. O swoim stanie nie chce powiedzieć rodzicom. Boi się ich reakcji, choć nigdy nie sprzeciwiali się, żeby Krzysiek zostawał na noc w domu, kiedy przyjeżdżała na weekendy ze studiów. - Zostałam sama - pomyślała dziewczyna. - Gdyby jednak odważyła się szukać szczęśliwego rozwiązania, gdzie w Kościele znalazłaby pomoc?

Kiedy nie wystarcza zwykła rozmowa, specjalistyczna porada ani tym bardziej jednorazowa pomoc, a świat zdaje się walić na głowę, szansą dla wielu dziewcząt takich jak Anna, okazuje się Dom Samotnej Matki przy ul. Mościckiego w Tarnowie. W ciągu ostatnich pięciu lat w domu przebywało 37 kobiet, które tutaj mogły urodzić dziecko i zaopiekować się nim na początku macierzyńskiej drogi.

Ponadto 150 samotnych matek z miasta i regionu, a także byłe mieszkanki domu, mogło skorzystać z pomocy oferowanej przez siostry urszulanki, które się nimi opiekują. I dodać trzeba, że 100 rodzin wielodzietnych otrzymało stąd różnoraką pomoc.

- Niedawno zamieszkała u nas kolejna dziewczyna, która spodziewa się dziecka. Generalnie można powiedzieć, że przychodzą do nas kobiety, które stanęły przed ścianą, nieprzekraczalnym murem obojętności, odrzucenia, osamotnienia. Dom jest dla nich światełkiem w tunelu, że można odnaleźć sens życia i zobaczyć, że aborcja nie jest wyjściem z ich trudności. One w ciągu ciąży przeżywają różne dylematy, ale u nas nie są same. Czują się bezpieczne, podobnie jak ich dzieci. Nawet jeśli urodzą i zostawią w szpitalu, to jesteśmy spokojne i o matki, i o dzieci. One to i tak przeżywają, ale inaczej niż gdyby zrobiły aborcję - mówi s. Monika Ostaszewska kierująca DSM.

Przypomina jej się historia jednej z dziewczyn, która zostawiła dziecko do adopcji. Była wówczas bardzo młoda i nie miała szans na samodzielne wychowanie dziecka. - Kiedy zobaczyła w telewizji protesty, to zadzwoniła do mnie mówiąc, że od tamtego czasu, gdy oddała swoje dziecko, jest z nim w stałej duchowej więzi. Codziennie się za nie modli i jest szczęśliwa, że jej pierwsze dziecko żyje i ma szczęśliwą rodzinę, że go nie usunęła. Wiele matek, które mają już dorosłe dzieci, po latach przyznaje, że gdyby nie ten dom, mogłoby być różnie z ich dziećmi, bo wtedy, kiedy były młode i życie im się zawaliło, widziały tylko jedno wyjście. Dzięki domowi, wsparciu, na szczęście z niego nie skorzystały - cieszy się s. Monika.    

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy