Skończył szkołę, zdobył zawód, rozpoczął pracę i zdecydował, że czasowo to rzuca, bo trzeba przydać się ludziom.
Konrad Bochenek z Tarnowa parę miesięcy temu wrócił z rocznego wolontariatu misyjnego w Boliwii. Dziś ma 29 lat.
W czasach szkolnych katechizowany był przez tarnowskich filipinów, do nich też chodził na Oratorium Młodych, udzielał się w parafii.
- Skończyłem szkołę, zacząłem pracę, miałem dużo czasu dla siebie i pomyślałem, że pasowałoby się przydać ludziom. To wcale nie jest unikalne myślenie, bo gdyby tak było, to nie mielibyśmy na świecie różnych wolontariatów. Okazuje się, że wielu młodych ludzi tak myśli, ze trzeba w życiu zrobić coś dobrego. Nie brakuje ludzi do pomocy. Przykład? Kiedy rusza kolejna edycja szlachetnej paczki to czasem trudno znaleźć rodzinę, którą można objąć pomocą, bo wcześniej już znaleźli się dobroczyńcy, którzy zarezerwowali rodziny z listy, które chcą wesprzeć - opowiada.
Chciał jechać do Afryki. Pojechał do Ameryki Południowej. Po to, aby przygotować się do wyjazdy na misje przeprowadził się do Krakowa, gdzie mógł co tydzień uczestniczyć w spotkaniach Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego „Młodzi światu”. Myślał, że będzie pracował z młodzieżą, a tymczasem zdecydowano, że jego umiejętności w dziedzinie mechaniki przydadzą się w parafialnych warsztatach w Komi w Boliwii. - Boliwijczycy pytali, kiedy razem pracowaliśmy, kto mi płaci? Kiedy słyszeli, że "Pan Bóg płaci" otwierali oczy ze zdziwienia - wspomina Konrad.
O tym czym żyje wspólnota w Komi, położona 4,5 godziny jazdy autobusem od Cochabamby i jakie ma znaczenie dla miejscowych, a także o tym, jakie znaczenie miał wyjazd dla samego misyjnego wolontariusza i jego obecność dla mieszkańców parafii przeczytacie w najbliższym „Gościu Tarnowskim” datowanym na najbliższą niedzielę.