Nazywali go kustoszem ołtarza Wita Stwosza w bazylice Mariackiej. Był postacią barwną, ale i niezwykłą. Niektórzy mówią, ze nawet świętą.
Dziś Władysław Ślazyk, gdyby żył, świętowałby 104. urodziny. Mało kto jednak dożywa tego sędziwego wieku. Ślazyk nie żyje już od 36 lat, ale pamięć o nim trwa. Przez ćwierć wieku był zakrystianinem i przewodnikiem po Bazylice Mariackiej w Krakowie, barwną postacią także przez to, że zwykł był nosić płaszcz, na którym przyszyte miał tarcze szkolne z placówek, do których chodzili uczniowie, którym opowiadał o Wicie Stwoszu, jego niezwykłym dziele. Ks. inf. Fidelus, wieloletni kustosz Bazyliki Mariackiej w Krakowie mówił, że był „postacią, która jakby zeszła z ołtarza Mariackiego i objaśniała jego poszczególne sceny. Uśmiechnięty, spokojny, starszy człowiek z długimi, siwymi włosami wspaniale współgrał ze stwoszowymi figurami”.
Ale przewodnik mariacki to tylko jedna część życia Władysława Ślazyka. Druga jest mniej znana, a znacznie ważniejsza.
Władysław Ślazyk urodził się 6 kwietnia 1907 roku w Słopnicach we względnie zamożnej rodzinie. Przed II wojną światową skończył w Starym Sączu szkołę nauczycielską i wyjechał do Krakowa. Wrócił do tego miasta po wojnie, gdzie podjął pracę w zakładzie dla nieuleczalnie chorych, potem Bibliotece Jagiellońskiej, aż w końcu objął posadę zakrystianina w Bazylice Mariackiej. Zagrał w „Historii żółtej ciżemki, ale także w „Weselu” Wajdy. Był osobą znaną. Nigdy się jednak nie ożenił. Jednak największą wdzięczność zaskarbił sobie tym, że służył ludziom.
- Wujek Władek był znany i lubiany w Krakowie i całej Małopolsce bo był prawdziwym patriotą i szlachetnym człowiekiem powiem więcej, święty i nietuzinkowy Krakowianin i Słopniczanin , nazywany w Krakowie "Wernyhorą", a w Słopnicach "Samarytaninem" bo nikomu nie odmawiał pomocy i wielu ludziom pomagał, a nie szkodził . Jestem dumny z mojego wujka i opiekuna, i dziękuję Bogu, że go postawił na mojej drodze. To dzięki niemu jestem tym kim jestem – pisze o wujku ks. Józef Ślazyk, salezjanin, siostrzeniec Władysława Ślazyka.
Mieszkając w Krakowie pomógł 20 dzieciom z rodziny i znajomych, najwięcej z okolic Słopnic, kiedy dawał im dach nad głową, wychowanie, edukację. Józefowi Ślazykowi ojciec zmarł, kiedy miał 6 miesięcy. Do I. Komunii świętej chodził do szkoły w Słopnicach. Potem jednak wujek zabrał go do siebie. I to on zapewnił mu dalszą edukację. Podobnie jak innym dzieciom z rodziny.