Siostra Damazja 1 maja miała w Grywałdzie świętować 70. rocznicę złożenia ślubów zakonnych. Pan zabrał ją na ten jubileusz do siebie.
Albertynka śp. s. Damazja Morawska stała u początków powstania Przytuliska św. Brata Alberta w Grywałdzie. Służyła temu miejscu, parafii, mieszkańcom, chorym, cierpiącym i ubogim przez 54 lata swojego życia. Jutro obchodziłaby swoje 94. urodziny. Dziś świętowałaby wspólnie z mieszkańcami Grywałdu swój jubileusz 70. rocznicy złożenia ślubów zakonnych. Odeszła do Pana w piątek 23 kwietnia w godzinie miłosierdzia. Dziś w Grywałdzie zamiast jubileuszu odbył się jej pogrzeb z manifestacją wdzięczności za to, co dla miejscowych przez ponad pół wieku uczyniła.
Zżyła się z miejscową parafią jak z rodziną. Tu widziała swoje miejsce na ziemi przeznaczonej jej od Boga na modlitwę, pracę i służbę ubogim. Zawsze z uśmiechem na ustach i pogodą ducha.
- Kiedy pod koniec lat 90. ważyły się dalsze losy domu w Grywałdzie, s. Damazja co kilka lub kilkanaście dni pisała bardzo długie listy do przełożonych w Krakowie, by zapewnić, że jest wciąż silna i gotowa nawet w najtrudniejszych warunkach służyć ubogim, tak jak Brat Albert i bł. Bernardyna - opowiadała dziś w Grywałdzie przełożona Prowincji Krakowskiej Zgromadzenia Sióstr Albertynek s. Kamila Laskowska. - Nie wyobrażała sobie wyjazdu z Grywałdu - mówiła, zauważając, że s. Damazja kochała dom, w którym mogła pomagać innym, kochała ubogich i im poświęcała swój czas, łącząc pracę z modlitwą.
Przez wiele lat służyła podopiecznym Przytuliska św. Brata Alberta, które wraz z siostrami współtworzyła w Grywałdzie, ale także innym potrzebującym, ubogim, chorym, pełniąc rolę lekarza, pielęgniarki, opiekunki. Jej dobroć i miłosierna miłość daleko wykraczały poza granice parafii. Wielu jest przekonanych o jej świętości. Była żywą Ewangelią, głosiła ją swoim życiem. W każdym człowieku widziała Chrystusa. Potrafiła zjednywać ludzi swoją dobrocią.
Zawsze uśmiechnięta, troskliwa, opiekuńcza, pełna dobroci i miłosiernej miłości - tak zapamiętają ją mieszkańcy Grywałdu. Beata Malec-Suwara /Foto Gość- Pamiętamy jej pomoc, wizyty w domach u chorych nawet bardzo późno w nocy. Wszyscy mogli liczyć na wsparcie i pomoc medyczną siostry Damazji. Trudno nawet oszacować, ilu chorym, niepełnosprawnym i potrzebującym pomogła - mówił pan Bogusław z miejscowej rady parafialnej, zauważając, że także wszystkie uroczystości parafialne były naznaczone jej ręką, a kiedy już wiek sprawił, że poruszała się na wózku, służyła parafii modlitwą.
W 2017 roku, kiedy siostry albertynki świętowały 50-lecie obecności w Grywałdzie, s. Damazja tak mówiła "Gościowi Tarnowskiemu": - Najbardziej utkwiła mi w pamięci praca z dziećmi, których nieraz pod opieką było kilkadziesiąt. I trzeba było sobie dawać radę, bo inne siostry miały swoje obowiązki. Jestem z zawodu pielęgniarką, więc zawód też się przydał, żeby pomagać ludziom chorym. We wszystkim starałam się realizować charyzmat św. Brata Alberta, czyli dobrze czynić wszystkim, być dla ludzi dobrym jak chleb - opowiadała siostra jubilatka.
W ostatnim pożegnaniu śp. s. Damazji uczestniczyły bardzo licznie siostry albertynki. Beata Malec-Suwara /Foto GośćW ostatnim pożegnaniu śp. s. Damazji uczestniczyli wdzięczni za dar jej życia parafianie, a także rodzina, wspólnota sióstr albertynek oraz wielu kapłanów. Mszy św. przewodniczył ks. Józef Bania, emerytowany proboszcz Grywałdu. Ceremonię pogrzebową na cmentarzu parafialnym poprowadził obecny proboszcz ks. Bogumił Bednarek. O śpiew zadbał miejscowy chór Grywałdzkie Nucicki. Na okoliczność pogrzebu śp. s. Damazji list do parafian i sióstr albertynek skierował biskup tarnowski Andrzej Jeż, zapewniając o modlitwie za jej duszę.