Kilka dni temu minęła 2. rocznica śmieci Justyny Drąg z Białej, za którą kiedyś modliło się i pomagało jej pół diecezji. Wyzwoliła w ludziach tony dobra.
Warto przypominać postać Justynki, by młodzi ją poznali, bo ona sama, jej walka z chorą inspirowała wielu ludzi do dobra, i do dziś tak jest - mówi Patrycja Wigurska-Bąk.
Justyna Drąg o tym, że zachorowała na nowotwór mózgu dowiedziała się w czasie przygotowań do bierzmowania. Martwiła się wtedy, czy będzie mogła z rówieśnikami przystąpić do tego sakramentu. Ostatecznie stało się to w szpitalu. Potem mówiła, że to było jej siłą do walko z chorą. Walczyła długie 8 lat. Dwa miesiące przed diagnozą napisała piosenkę, którą niedawno nagrali jej przyjaciele. Piosenkę o tym, że zaufanie Bogu ma kluczowe znaczenie w życiu. O piosence pisaliśmy tu: JUSTYNA ŚPIEWA Z NIEBA. Po tym, jak dowiedziała się o chorobie, niczego nie zmieniła. Nadal zachęcała wszystkim by zaufali Bogu. Cokolwiek się stanie.
Dla niej mieszkańcy Łęgu Tarnowskiego i nie tylko przeprowadzili wiele akcji charytatywnych. Organizowano na jej leczenie zbiórki podczas koncertów, festynów, aukcji, sprzedaży ciasta. Podjęto wiele modlitewnych inicjatyw o uzdrowienie dla niej. Historia dziewczyny i chęć pomocy jej wyzwoliła w ludziach maksimum dobra.
- Widzę, że moja choroba staje się dla innych impulsem, żeby zrobić coś dobrego, zbliżyć się do Boga, bo wiem, że modli się za mnie wiele osób. Ta modlitwa jest mi potrzebna, ale też zmienia ludzi, którzy się modlą - mówiła Justyna w rozmowie z "Gościem Tarnowskim".
- To był prawdziwy Anioł. Dzielnie walczyła, a w tym wszystkim nie traciła wiary i radości życia. To ona dawała siłę innym - mówią jej koledzy z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, które także zaangażowało się w pomoc koleżance.
Justyna zmarła 13 czerwca 2019 roku. Pogrzeb odbył się w sobotę 15 czerwca. Minęło już dwa lata a Justyna nadal żyje w pamięci i sercu wielu osób.
Jej przyjaciele opowiadają, że Justyna nie tylko była blisko Pana Boga. Także przyprowadzała do Jezusa. Rozmawiała z chorymi nastolatkami, którzy nie umieli pogodzić się ze swoja chorobą, dawała im wsparcie i pocieszenie. Wiedziała, że tylko zaufanie Bogu może przynieść pokój w sercu i ulgę w cierpieniu. Na sali szpitalnej zawsze można było zobaczyć jej uśmiech i usłyszeć słowo dziękuję, które mimo wielkiego bólu i cierpienia podnosiło na duchu każdego. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję za wszystko - to były ostatnie słowa Justynki, które wypowiedziała zanim odeszła.
Dziś wielu ludzi widzi w tej młodej dziewczynie wzór, inspirację, znak nadziei.