- Większość z nich nie chce być dorosłymi. Ja chciałem, po to, żeby coś robić, działać, tworzyć. Oni nie - mówi o. Rajmund Jurolaitis ze zgromadzenia Synów Maryi w Brzozówce pod Tarnowem.
W Stary Sączu o. Rajmund głosił rekolekcje dla młodzieży po bierzmowaniu z parafii Trzciana koło Bochni. Dobry znak, że przyjechało 28 osób, na 31 bierzmowanych. Zły? - Żeby ktoś zadał jakieś pytanie, odpowiedział, to trzeba być długo z nimi – mówi o. Rajmund. Młodzi są zdystansowani. - To jest fajna, spokojna młodzież – mówi ich opiekun ks. Krzysztof Ceglarz, wikariusz z Trzciany. W parafii jest od roku. Od roku tych młodych uczy. Rok był to dziwny, bo w większości spędzony na nauczaniu zdalnym, więc nie mieliśmy sposobności się poznać, oswoić – dodaje ks. Ceglarz. Ale mimo to młodzi, zbliżający się do progu dorosłości, powinni się buntować, pytać, podważać i tak kształtować swoją opinię. - Ojciec Rajmund na przykład głosi nam konferencje, i ja się nie ze wszystkim zgadzam, ale nie widzę potrzeby, sensu protestować czy dyskutować – przyznaje Kamila Krawczyk, która zapewnia, że nawet jeśli są spokojni, to nie znaczy, że się nie buntują. Marta Błasińska ze szkoły w Trzcianie potwierdza, że w istocie z młodymi można bardzo fajnie, otwarcie porozmawiać, ale trzeba z nimi dłużej być.
Ojciec Rajmund mimo młodego wieku ma bogate doświadczenie duszpasterskie, rekolekcyjne. - Po spotkaniach w wieloma młodymi w wieku bierzmowania, czyli 15 lat, widać, przynajmniej takie odnosi się wrażenie, że wielu nie ma żadnego większego głodu. Nie ma potrzeby poszukiwać, chcieć czegoś od życia. Socjologowie mówią nawet, że młodzi nie mają głodu Boga, bo mają wszystko w wirtualnym świecie. Facebook Instagram. Mają tam swoich idoli. Chcą być jak oni. Dołują się bo nie są tak piękni, atrakcyjni, nie zwracają tak uwagi innych, nie błyszczą jak gwiazdy mediów społecznościowych. Wiele ich uwagi skupia się na tym, by zrobić coś, by inni zwrócili na mnie uwagę. Istotnym problemem jest to, że młodzi nie lubią przez to siebie. Tymczasem wiara pomaga nam zrozumieć do kogo należymy. Nie trzeba żebrać czyjejś uwagi, by ktoś dał lajka i potwierdził, że jestem piękny. Wiara daje zrozumienie, że jestem na obraz Boga. Jak to zrozumiem, że jestem wartościowy i piękny, to staję się wolny od atencji, próżności – mówi o. Rajmund. Sam przyznaje, że chciał być dorosły, żeby robić, tworzyć, działać. Dziś wielu z młodych, z którymi rozmawia mówi, że nie czują potrzeby dorastania. Chcieliby najchętniej zatrzymać się na wieku maksymalnie 16-17 lat. - Wiemy, że bierzmowanie to wejście w dorosły świat wiary, wzięcie pełnej odpowiedzialności za swoje życie wiary – mówi Dagmara Wrona. Czy można dojrzale wierzyć nie próbując dorastać?
Mimo skrytości młodzi chętnie rozmawiają. Grzegorz Brożek /Foto GośćOjciec Rajmund uważa, że jest lekarstwo, metoda by pomóc młodym. - My w Kościele wiele mówimy, nauczamy. Trzeba tu tymczasem wziąć młodych za rękę i razem z nimi uklęknąć, modlić się, pokazać im jak to robić. Dać praktykę. Doprowadzić do spotkania z Jezusem. Co to daje, że młodzi wyuczą się np. 5 przykazań kościelnych, co to zmieni w ich życiu, skoro nie mają relacji z Jezusem? - pyta retorycznie zakonnik.
Ksiądz Ceglarz zauważa, że można odnieść wrażenie, że wielu ludzi pójście drogą wiary uważa za trud, wysiłek, wyrzeczenie, nawet heroizm. - W niektórych przypadkach rzeczywiście tak będzie. Tymczasem my w Kościele czasem mówimy, że rzeczywiście myśląc to ludzie mają rację, ale to jest trudne, niemodne, nie na te czasy, ale trzeba tą drogą iść. Mam wrażenie, że gdyby byli przekonani, gdybyśmy ukazywali, że droga do Jezusa jest dobrą drogą, drogą radosną, drogą do szczęścia już teraz, w ludzkim wymiarze, to ci, którzy nawet nie umieją nią iść, którzy się na niej ciągle potykają, ranią, chętniej i zaangażowaniem by jej szukali - dodaje ks. Ceglarz.