W jakim peruwiańskim mieście odbywają staż misyjny tarnowscy klerycy? Jak ich tam przyjęto? Opowiada nam kl. Szymon Musiał.
Staż misyjny w Peru odbywają dwaj tarnowscy klerycy - Szymon Musiał i Mateusz Kubalica. Przebywają w misji prowadzonej przez dwóch tarnowskich księży misjonarzy. Gdzie? Jak zostali tam przyjęci? Czego już się nauczyli? Opowiada "Gościowi Tarnowskiemu" kl. Szymon Musiał.
Poczytajcie m.in. o jego wdzięczności za wszystko, co ma, kiedy zobaczył, jak ludzie tam żyją.
Mieszkamy w miasteczku o nazwie Lamas, miejsce to nazwane jest przez mieszkańców miastem kolorów i ziemią kakao. Nie ma w tym odrobiny przesady, bo gdy tylko się tu pojawiliśmy się na naszą uwagę, przykuły wykonane przez miejscowych artystów kolorowe, piękne, nawiązujące do kultury, religii murale. Pełna głębokiej zieleni roślinność także upiększa miejsce, w którym jesteśmy. Więc to, co mówią o swojej małej ojczyźnie mieszkańcy, jest w 100 procentach prawdą.
W parafii, w której odbywamy nasz staż, duszpasterstwo prowadzi dwóch tarnowskich księży misjonarzy: Stanisław Knurowski i Grzegorz Kubalica. Właściwie od samego początku czujemy się tutaj z Mateuszem niezwykle dobrze. Mieszkańcy tego urokliwego miasta od początku wyrażali dużą radość z naszego przyjazdu. Specjalnie na nasze powitanie przygotowali dla nas piosenkę, a na dodatek otrzymaliśmy od parafian piękne torby, które będą świetna pamiątka z tego miejsca. Odwiedzając kolejne wioski, czuliśmy się zawsze mile widziani, witani w atmosferze radości, i w towarzystwie uśmiechów.
Ten staż jest przede wszystkim dla nas szansą doświadczenia innego, choć tego samego Kościoła. Wspólna modlitwa, rozmowy z mieszkańcami, to wszystko sprawia, że uczymy się drugiego człowieka, człowieka, który potrzebuje pracy i obecności kapłana. Potrzeby są wielkie, lecz trzeba często zaczynać od podstaw. Potrzebne są katechezy, pewne uświadomienie, co Kościół daje, ale także czego wymaga.
Kiedy wracam myślami do początku tej misyjnej przygody, to przypominają mi się słowa jednego z księży misjonarzy, który na jednym z pierwszych spotkań ogniska misyjnego, w których brałem udział, mówił o sobie, że na misjach doświadczył nawrócenia. Te słowa często mi towarzyszą, szczególnie teraz, kiedy wychodzę na ulicę i widzę ludzi, którzy mają bardzo niewiele, dziennie może zarobią kilka soli, a z tego mają utrzymać całą rodzinę.
Ponadto nie zapominajmy jeszcze o trwającej pandemii, która odebrała pracę ponad 2 mln ludzi. Doświadczenie sytuacji materialnej tego kraju, tych ludzi sprawia, że zaczynasz myśleć, że są ludzie, którzy nie mają prawie nic, a ty masz wszystko. Wyrabia się w człowieku postawa wdzięczności za wszystko, za dom, za codzienny obiad w seminarium, za dach nad głową, za ciepłą wodę.
Głównie towarzyszymy misjonarzom w codziennych obowiązkach, odwiedzamy wraz z nimi wioski, czytamy podczas Mszy Słowo Boże. Wykonujemy także drobne prace gospodarcze, sprzątamy, gotujemy obiady. Za jakiś czas także mamy remontować ławki w salce katechetycznej, malować kaplicę w jednej z wiosek.
Czytaj także: