Od tygodnia przy bocheńskiej bazylice działa lodówka społeczna, która służy dzieleniu się pożywieniem.
Inicjatorką postawienia jej w Bochni była jedna z parafianek, pani Aniela. - Spotykałam ciągle ludzi, którzy chcieli, by kupić im chleb, coś do jedzenia - mówi. Nie zawsze intencją pytającego o 2 złote na bułkę jest posiłek. Często chodzi raczej o te 2 złote niż chleb. Gdyby jednak było miejsce, z którego można zabrać chleb i coś do chleba?
- Od razu zaczęliśmy działać, po pomysł jadłodzielni jest naprawdę bardzo dobry - mówi kustosz bocheńskiej bazyliki ks. Ryszard Podstołowicz, który wiele lat był dyrektorem Caritas Diecezji Tarnowskiej. Koszty założenia lodówki społecznej są prawie żadne. - Znaleźliśmy na Dolnym Śląsku fundację, która przekazuje lodówki. Na miejscu trzeba zapewnić podłączenie do prądu i mieć oko na urządzenie - tłumaczy ks. Ryszard.
Po pobłogosławieniu lodówki w piątek całą założono pożywieniem. Do środy niemal opustoszała, choć była przez ludzi uzupełniana. - Przed chwilą była tu pani, która z siatkami chyba szła z zakupów i zostawiła w środku trzy konserwy - mówi mężczyzna, który obok zaparkował motorower. - To, że jedzenie znika z lodówki to dobry znak, to znaczy że jest potrzebna, bo są ludzie, którzy tego potrzebują. Z drugiej strony musimy zwrócić baczniejszą uwagę na to miejsce, starać się pilnować, by była w miarę pełna - uważa kapłan. Nie brak ludzi wrażliwych, nie brak tych, którzy chcą się dzielić. Jeden z piekarzy zadeklarował, że codziennie rano zostawi w środku kilka świeżych bochenków chleba. Są inni, którzy przynoszą co mogą.
- Lodówka nie tyle ratuje od głodu, ale raczej służy tym, a nie brakuje takich ludzi przecież, którzy są w trudnej sytuacji i dziś akurat ucieszą się, że nie będą musieli wydać na jedzenie pieniędzy (których akurat nie mają) w sklepie, tylko pójdą i wezmą sobie z lodówki. Z drugiej strony lodówka służy niemarnowaniu jedzenia. Jest szansą dla tych, którzy widzą, że mają za dużo, że jak to się mówi kolokwialnie nie przejedzą zakupów, by je oddać. Inni na to czekają. Wreszcie to także sposobność do jałmużny. Nie musimy dawać z tego, co nam zbywa, ale możemy dać od siebie coś specjalnie. Na przykład robiąc zakupy można nabyć dodatkowy kilogram cukru, konserwę, zapakowaną żywność i złożyć w formie jałmużny - opowiada ks. Podstołowicz.
W Bochni jadłodzielnia stanęła na wprost wejścia do bazyliki, na dziedzińcu oratorium św. Kingi. - Jest to miejsce centralne, a zarazem dyskretne, bo nie wystawione na oczy postronnych i daje komfort korzystania zarówno tym, którzy chcą tu zostawić jedzenie, jak tych, którzy chcą coś z lodówki sobie zabrać - dodaje ks. Ryszard.
Bocheńska jadłodzielnia jest drugą w diecezji, po par. pw MB Nieustającej Pomocy w Krynicy Zdroju, prowadzoną lodówką przez parafie.
Bocheńska par. pw. św. Mikołaja chętnie podzieli się informacjami i swoim doświadczeniem, jak uruchomić taki punkt przy parafii.