Pierwsze dni ich misyjnego stażu to sinusoida nastrojów i momentów, w których wydawało im się, że wszystko mają pod kontrolą, a zaraz potem - nic od nich nie zależy.
Klerycy tarnowskiego Seminarium - Michał, Bartosz i Dawid pojechali do Brazylii na swój misyjny staż, który odbywają w misji prowadzonej przez ks. Przemysława Podobińskiego i ks. Kazimierza Skórskiego. Poniżej publikujemy fragment dziennika podróży, który prowadzi jeden z alumnów:
Pamiętam, jak jeden z nas powiedział na lotnisku w Zurichu, po kolejnej próbie porozumienia się czy nowy test jest nam potrzebny czy nie, takie słowa: "Ale człowiek jest dziadem, że nie umie dobrze tego języka". A wtedy drugi wtórował mu: "Ale to, że nie wiemy do końca jak będzie, jeszcze bardziej uczy nas zaufania do Pana Boga". I to jest rzecz, której staramy się nauczyć przez pierwsze dni naszego stażowego wyjazdu. Zaufanie Panu. Wiara w to, że On to tak zaplanował. Stąd słowa "Wierz tylko", które pojawiły się w mojej głowie podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, która w naszej parafii w Bagre odbywa się co czwartek.
Po dotarciu do Belem, spotkaliśmy się z księdzem Przemkiem Podobińskim. Była to niedziela. Ksiądz Przemek odprawił dla nas Mszę. Potem kolacja i upragniony po podróży odpoczynek. W poniedziałek o godzinie 18 miejscowego czasu wypłynęliśmy do Bagre. To znowu moment, w którym wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolą. Pan Bóg jednak ciągle chce pokazać, że nie wszystko zależy od nas. Dotarliśmy do Bagre na godzinę 9 kolejnego dnia.
Padre Przemek przechodząc drogę od portu do plebanii, witał się ze wszystkimi. Można było zaobserwować, jaką sympatią darzą go mieszkańcy i jak czekali na niego podczas jego miesięcznego urlopu. Na plebanii przywitał nas ksiądz proboszcz Kazimierz Skórski wraz z pracownikami. Wszystko układało się bardzo dobrze, a w mojej głowie znowu pojawiła się myśl, że już nic mnie nie zaskoczy i, że wszystko już jest pod kontrolą. Wieczorem uczestniczyliśmy w naszej pierwszej Mszy św. w Bagre, na której ksiądz Kazimierz przywitał nas we wspólnocie parafialnej. Następnie zmęczeni podróżą udaliśmy się spać.
Kolejny dzień pokazał mi, jak bardzo słaby i zależny jest człowiek. Doskwierały nam problemy z wysoką temperaturą, zmianą czasu i diety, co zaskutkowało problemami żołądkowymi. Podczas kolejnych trzech dni odwiedziliśmy miejscowy szpital, instytut misyjny i miejsce na wyspie, które miejscowi nazywają „plażą”.
Poznaliśmy także wielu wspaniałych i bardzo otwartych ludzi, którzy chcieli się z nami podzielić doświadczeniem swojego życia. Jeżeli ktoś w tym momencie pomyślał, że suma wszystkich trudności jest większa od pozytywów, to oznajmiam, że jest w błędzie. Doświadczenie bliskości, dzielenia się, rozmawiania i poznawania się, pomimo przeszkody językowej jest cudownym doświadczeniem, które przewyższa wszelkie trudy. Ponadto, jak to powiedziała mi ostatnio jedna osoba: „Trudności podczas wyjazdu są po to, aby można było powiedzieć, że podróże kształcą”. Tego się trzymamy i z niecierpliwością czekamy, czym Pan zaskoczy nas w kolejne dni. „Nie bój się! Wierz tylko!”