Były Msza św., wykład i apel pamięci. Niestety, że nie doczekały go osoby, które poznały smak Golgoty Wschodu.
W Starej Wsi k. Limanowej odbył się 17 września po raz pierwszy w powiecie limanowskim Dzień Sybiraka.
Mszy św. przewodniczył ks. proboszcz Mariusz Nosal, który podkreślił w homilii wagę ludzkiej pamięci o bohaterach przeszłości, zwłaszcza tych, którym obecne pokolenia zawdzięczają wolność i niepodległość. Podczas modlitwy śpiewał chłopięcy chór z Limanowej.
Po Eucharystii wykład na temat pochodzących z Limanowszczyzny Sybiraków wygłosił historyk dr Przemysław Stanko z UPJPII w Krakowie. - Ostatni z Sybiraków, który powrócił na Limanowszczyznę, zmarł w 2006 roku. W 1989 r. żyło ich jeszcze 29. Według moich, niepełnych jeszcze, badań w latach 1939-1941 oraz 1946-1947 na Sybir trafiło ok. 180 osób, które wywodziły się z powiatu limanowskiego - mówi dr Stanko.
Sowieckiej opresji zostali poddani przede wszystkim żołnierze. Oficerowie i podoficerowie, urodzeni na Limanowszczyźnie, trafiali do obozów w Ostaszkowie, Kozielsku i Starobielsku. Znaleźli się oni na wschodnich ziemiach II Rzeczpospolitej, ponieważ otrzymali tam m.in. za walkę o niepodległość i udział w wojnie polsko-bolszewickiej ziemię. Kiedy 17 września 1939 r. Sowieci najechali Polskę, oficerowie trafili do więzień, a ich rodziny były wywożone na Sybir.
Dr Przemysław Stanko.- Los tych oficerów, bohaterów Polski, został przypieczętowany strzałem w tył głowy i wrzuceniem do bezimiennych grobów. Z kolei żołnierze szeregowi byli umieszczani w obozach jenieckich na wschodniej Ukrainie, m.in. w rejonie Doniecka, Donbasu, gdzie przez prawie rok pracowali w kopalniach węgla za głodowe porcje żywności, zmuszeni do wykonywania niemożliwych do zrealizowania norm, bez ubrań roboczych, butów, przetrzymywani w nieludzkich warunkach. Większość z nich tam zmarła, a ci, którzy przeżyli, zostali zesłani na północ Rosji, pod Workutę. Bardzo wielu tych żołnierzy zmarło tam z głodu i zimna. A ci, którzy doczekali amnestii po układzie Sikorski-Majski, przeszli cały szlak bojowy z armią Andersa. Niewielu z nich wróciło do Polski, inni rozjechali się po całym świecie - mówi naukowiec.
Zsyłek doświadczyły również całe rodziny żołnierzy, urzędników. - Gdy NKWD mordowało mężczyzn, ich żony, dzieci były ładowane do bydlęcych wagonów i wywożone przede wszystkim do Kazachstanu, gdzie - jeśli nie zmarły po drodze z głodu, pragnienia, mrozu, chorób - trafiały na pusty step, bez mieszkania, jedzenia, ubrania. Zimą śmiertelnym zagrożeniem był buran, potężny mroźny wiatr, zaś latem ogromne temperatury sięgające kilkudziesięciu stopni. I znów tylko nieliczni przeżyli tę gehennę i zdołali wrócić do Polski. Ale nie można ich nazwać repatriantami. To była nazwa nadana im przez polskich komunistów. Oni nie wracali do ojczyzny, ponieważ ich ojczyzną była Wileńszczyzna, Grodzieńszczyzna czy Ziemia Lwowska. Czuli się ekspatriantami. Jednak wszędzie tam, gdzie trafili po powrocie z piekła, pamiętali o Sybirze - mówi dr Stanko.
Badacz małopolskich Sybiraków wyraził zdziwienie, że powiat limanowski nie pamięta o ofiarach gułagów, choćby w formie upamiętnienia tych osób w przestrzeni publicznej. Obecni na spotkaniu przedstawiciele samorządu podkreślali, że to się zmieni, a Dni Sybiraka zostaną wpisane do kalendarza wydarzeń patriotycznych regionu.
Stanisław Dębski.Ostatnim punktem spotkania był apel pamięci, który poprowadził Stanisław Dębski. - Brat dziadka, Mikołaj Dębski, walczył w Legionach pod dowództwem Piłsudskiego. Otrzymał szlify oficerskie. Doczekał się awansu na majora. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W nagrodę otrzymał ziemię pod Kamieńcem Podolskim i tam wyjechał. Gdy Sowieci zajęli te tereny Polski, stryj został aresztowany razem z całą rodziną: żoną Ludwiką, synami Stanisławem i Janem, oraz córką Eugenią. Z piekła nieludzkiej ziemi wrócił jedynie Jan, który zmarł w Anglii - mówi pan Stanisław, starszy inspektor Strzelca. Prócz swojej rodziny w apelu pamięci przywołał także rodziny Sasoków z Kłodnego, Filipków, Jabłońskich i Kuzaków z Męciny, oraz Wójcików z Łososiny Górnej.