Jak bardzo celnik Mateusz jest podobny do współczesnych ludzi, mogli się przekonać uczestnicy odpustu ku czci patrona miejscowej bazyliki.
W święto św. Mateusza Apostoła w mieleckiej bazylice, która nosi jego wezwanie, obchodzono uroczystość odpustową.
Na Mszę św. o godz. 18 przyjechali kanonicy kapituły kolegiackiej. Modlitwie przewodniczył bp Artur Ważny, który należał do grona kanoników. Po raz pierwszy jako biskup odprawiał w mieleckiej bazylice Eucharystię. Z tej okazji kanonicy podarowali mu krzyż pektoralny z symbolem pelikana karmiącego pisklęta. - To symbol Jezusa eucharystycznego, ale i wezwanie do życia według wysokiej miary Jego miłości - wyjaśniał jego znaczenie prepozyt ks. prał. Janusz Kłęczek.
Bp Ważny przywołał w homilii obraz Caravaggia „Powołanie św. Mateusza”. Przedstawia on z lewej strony celnika Mateusza siedzącego przy stole, ze wzrokiem utkwionym w pieniądzach. Siedzący wokół niego mężczyźni przyglądają się wchodzącemu ze św. Piotrem Jezusowi.
- Jezus wyciąga rękę i wskazuje palcem na Mateusza. Symboliczny gest powołania ma jednak głębsze znaczenie. Przywołuje rękę Boga stwarzającego Adama z fresku Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej. W ewangelii jest napisane, że Jezus spojrzał na człowieka imieniem Mateusz. Po grecku „spojrzał” jest tym samym słowem, które określa Boga patrzącego na stworzonego Adama w raju. Jezus patrzy na Mateusza tak samo, jak na stworzenie, które jest bardzo dobre, obdarzone wzniosłym powołaniem. Jezus, odrywając Mateusza od rzeczy tego świata, stwarza go na nowo, odkrywa jego tożsamość. Mateusz odtąd wie, kim jest, i dlatego idzie za Jezusem - mówił bp Ważny.
Kaznodzieja podkreślał, że celnik wpatrzony niewolniczo w pieniądze, jest symbolem współczesnych ludzi, którzy dali się pochłonąć rzeczom lub sobie samym. - Mówi się dzisiaj o selfizmie jako nowej odmianie egoizmu. Jest to tak silne skoncentrowanie na sobie, że nie dostrzega się już drugiego człowieka, a tym bardziej Boga. Selfizm stał się możliwy dzięki smartfonom. Ich niewłaściwe, nałogowe używanie prowadzi do - jak się to dzisiaj mówi - smartwicy. Chodzi o duchową martwicę niszczącą nie tylko człowieka uzależnionego od rzeczy, ale również o martwicę zagrażającą jego relacjom społecznym i duchowym - wskazywał biskup.
Lekarstwem na te zagrożenia i choroby jest spojrzenie na Jezusa i pójście za Nim. - Chrześcijaństwo nie jest najpierw moralnością ani doktryną czy strukturą. Jest spotkaniem z żywym Bogiem, tak mocnym, że człowiek potrafi oddać wszystko, pójść za Jezusem, poświęcić swoje życie, ewangelizować. Jezus wyzwala nas z niewoli rzeczy i pokazuje nam drogę wyjścia z ciemnych komór celnych zniewoleń, grzechu i zamknięcia się w sobie - podkreślał bp Ważny.