Obidza. Nikogo nie wolno lekceważyć

Wyglądał właściwie byle jak, prawie jak siedem nieszczęść, a pomógł uratować byt wielodzietnej rodziny.

Wśród pielgrzymów, którzy przyjechali kilka dni temu do tarnowskiego seminarium duchownego na Diecezjalną Pielgrzymkę Arcybractwa Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa, była delegacja z Obidzy, małej wsi i parafii położonej w Paśmie Radziejowej. Kilka kobiet w strojach ludowych z parafialnym sztandarem Straży Honorowej.

W poczcie sztandarowym stała m.in. Władysława Kołodziej, wdowa. - Jak więcej czasu się zrobiło, to warto więcej poświęcić na modlitwę. Za siebie, za innych, za rodzinę, za dzieci, za ich rodziny. Trzeba coś ofiarować Sercu Jezusa, bo było bardzo ciężko, a jest dobrze. Trzeba podziękować Bogu - opowiada. Dzieci w domu było 10. 9 z nich, jak mówi pani Władysława już założyło rodziny, pożenione, pobudowane, są katolikami, dzieci wychowują w wierze. Jedno jeszcze jest w domu. - Kiedy jednak dzieci były w domu, niektóre jeszcze malutkie, to wszyscy razem klękaliśmy do modlitwy i nawet te małe, jak miało roczek, czy dwa, to nie umiało mówić jeszcze, ale klęknąć umiało, i złożyć rączki. To tak uczyliśmy. Inni się modlili, a te najmniejsze to tylko buzią ruszały patrząc na starsze. Tak się modliliśmy - opowiada.

Mąż pani Władysławy już nie żyje jakiś czas. Kiedy żył i mógł, to pracował, żeby utrzymać rodzinę. - Pamiętam czas, kiedy w Polsce było tak strasznie ciężko, ze 20, 25 lat temu, kiedy było takie bezrobocie, mąż po zawale serca musiał pójść na rentę. Dostawał 350 złotych, a w domu 10 dzieci. Wiedziałam, że w domu nie wystarczy nam nawet na chleb. Myślałam sobie w duchu: "Panie Boże, za co my wyżyjemy?". Kiedyś szłam z siatkami od autobusu i do domu, i wysiadł też taki jakiś starszy pan, nie miejscowy, dziadek jakiś, taki co pięciu groszy by się za niego nie dało. Ja jestem gaduła to "dzień dobry" powiedziałam, zagadałam. Zaczęliśmy rozmawiać, kawałek razem szliśmy. To mu mówię, że jakby kiedyś był na grzybach w tych stronach czy przechodził, to niech wstąpi na herbatę. Za dwa tygodnie przyszedł. Spotkał męża, i mówi, że żona go zaprosiła. No to prosimy do domu. Usiedliśmy, rozmawiali. I ten jak o nim myślałam "dziadek", załatwił mi w tych w najcięższych czasach pracę, która uratowała nam życie. To jest, wie pan, jakby ktoś nie był przekonany, kolejny dowód na to, że nikogo nie wolno w życiu lekceważyć - przekonuje Władysława Kołodziej z Obidzy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..