Kiedy z ulicy Lubomirskiego przechodzę na drugą stronę w kierunku Lasu Łęckiego, nie mogę oprzeć się, by przeskoczyć płytki, lecz dość szeroki rów z ceglastą breją żelazistej wody zmieszanej z butwiejącymi dębowymi liśćmi, i znaleźć się nad Bajorem.
Poniższy tekst jest jedynie inspiracją do stworzenia własnego patrzeru i wzięcia udziału w konkursie.
To niewielka kwadratowa niecka, która przynależy do systemu Stawów Łasińskich, służąca do odprowadzania nadmiaru wody lub jej magazynowania, gdy panuje susza. Nieckę okalają dość wysokie brzegi, tak że nie dojrzy się z drogi, że za nimi istnieje coś, na co warto rzucić choćby okiem. Na Bajoro warto!
Jego brzegi porastają ponad stuletnie dęby, które chronią dostępu do wody. Mimo to, jedno młodsze drzewo przeciwstawiło się mocarnej sile barczystych pni i muskularnych szerokich konarów. Musiało jednak zrezygnować z wyścigu ku słońcu, bo pochyliło się łukowato nad taflą Bajora i tak zastygło wyciągając jedynie wiotkie gałązki ku swemu odbiciu. Smutny dębowy Narcyz zatopiony w sobie. Na zawsze.
Odrywam wzrok od pochylonego drzewa, żeby popatrzeć przed siebie. Lustro wody jest niewielkie, doskonale czarne, dzięki czemu może odbijać w sobie cały świat, który wpatruje się weń bez ustanku. Widać w nim najpierw dziwne kopce traw wyrastające jak pióropusze nad taflę Bajora. Ich tajemnica odsłania się, kiedy znika woda. I wówczas pod zielonymi głowami widać szare niby pnie tych wodnych traw, które wrastają mocno w bagnistą czarną ziemię. Myślę, że mają co najmniej metr wysokości licząc od dna. Teraz, gdy wody nie brakuje, trawy odbijają się w niej mocnymi ciemnymi plamami.
Za nimi rosną inne, pojedyncze i wiotkie, tworząc niewielkie łany. Wiatr porusza ich kłosami, odbite w Bajorze drżą i falują. Dalej widać już kępy wierzb rosnące ku górze cienkimi gałęziami. Wreszcie na horyzoncie strzelają ponad nimi sosny rozkładając swe nieforemne iglaste kapelusze.
Wiosną i latem króluje tu intensywna zieleń. Jest cicho, ale to tylko pozór. Nieruchome drzewa, krzewy i trawy, gdy wiatr ucicha, tłoczą się w jakimś korzennym, gałęzistym i liściastym chaosie. Pod nimi zaś w ciemnej od zieleni wodzie rozchodzą się coraz szersze kręgi wywołane przez podwodnych mieszkańców Bajora. Spod butów, gdy przesuwam się powoli między drzewami, wyskakują znienacka żaby. Potem widzę, jak wychylają sponad czerni główki i łypią na mnie pytającym wzrokiem. Słyszę je później, gdy odchodzę, jak obgadują mnie za plecami.
Swój spektakl ma też w lustrze Bajora niebo. Ogromne i błękitne. Czyste lub pomieszane z białymi obłokami.
Nie tylko świat przegląda się w Bajorze. Ono również patrzy. Jest czarnym okiem dokładnie obserwującym wszystko, co rośnie, przelatuje lub tylko przechodzi nad jego brzegiem. Jest niezwykle czujne i nic nie ujdzie jego uwagi. Wchłania w siebie wszystkie kolory, dźwięki i zapachy zmieniając je w czerń nicości.