Na terenie tej parafii schronienie znalazło już ok. 500 uchodźców z Ukrainy, głównie w miejscowych pensjonatach, ale ludzi niosących pomoc jest więcej. Ta przybiera na sile dzięki fali solidarności z Hiszpanii.
Wojna w Ukrainie trwa. Nie ustają przemoc i okrucieństwo. Nie gasną opór i bohaterstwo. Nie cichnie płacz, nie kończy się strach, cierpienie, bezradność... Ale też nie wysychają ludzkie serca. Przeciwnie: płynie przez nie wciąż świeża fala solidarności, życzliwości, współczucia, przybiera na sile chęć niesienia pomocy. Rodzą się zaskakujące, niemal brawurowe działania.
Oto - jak opowiada ks. Tomasz Kudroń, proboszcz parafii św. Wojciecha w Szczawnicy - dwóch studentów z Hiszpanii, studiujących prawo i administrację na Uniwersytecie Katolickim Kardynała Herrery w Alicante, postanowiło zorganizować dla Ukrainy pomoc humanitarną. Ten swój plan nagłośnili w wywiadach radiowych.
W ciągu kilku dni zebrała się grupa ludzi chętnych do pomocy. Znaleźli się wśród nich znajomi i przyjaciele studentów, także ojciec jednego z nich, a poza tym nieznani sobie ludzie. Nie tylko Hiszpanie z pochodzenia - jeden Francuz i jeden Panamczyk. Jako wolontariusz zgłosił się przyjaciel wiceprzewodniczącego hiszpańskiej partii Vox (Javiera Ortegi Smitha) walczącej o chrześcijańskie wartości w Hiszpanii. Z pomocą pospieszyli prawnicy, przedsiębiorcy, żołnierze, studenci, taksówkarz i strażak. Łącznie 16 osób. Głównie na swój koszt, przy wsparciu znajomych i hiszpańskiej Caritas, zorganizowali transport. Zebrali dary. Ich konwój składał się z 10 samochodów opatrzonych napisem: Ayuda humanitaria (Pomoc humanitarna). Operatión Wojtyla (Operacja Wojtyła). Po bokach napisu umieścili flagi hiszpańską i ukraińską. Pomocy logistycznej szukali w Polsce.
Hiszpanie swoją akcję humanitarną dedykowali św. Janowi Pawłowi II. Archiwum parafii w Szczawnicy- Mój kolega ze studiów ks. Mirosław Karol, od lat pracujący w Hiszpanii (jako neoprezbiter przez rok - w Szczawnicy), zadzwonił do mnie, prosząc o pomoc w organizacji wydarzenia - mówi ks. proboszcz Kudroń. - A ja akurat miałem do zaoferowania konkretne rozwiązania, gdyż przygotowywałem przyjazd innego konwoju - z Sevilli.
Ochotników czekała teraz długa, licząca prawie 3 tys. km podróż. Nie da się jechać non stop. - Ale tu - cieszy się ksiądz proboszcz - dała znać o sobie Boża opatrzność. Pracujący w Tyrolu tarnowski kapłan ks. Wojciech Gałda pomógł zdrożonym wędrowcom, którzy przebyli już więcej niż pół trasy, znaleźć nocleg.
Do Szczawnicy pierwsze auto dotarło tuż przed północą, niemal wprost w opiekuńcze ramiona św. Józefa. Opiekuńcze również dla tych, którzy z przywiezionych darów mieli skorzystać. W paczkach znalazła się zwykła żywność, ale też specjalistyczne produkty żywnościowe dla chorych, ponadto kosmetyki, koce, leki, materiały opatrunkowe, narzędzia chirurgiczne. Święty Józef, gorliwy robotnik, od razu zapędził ludzi do pracy. Przy rozładunku i segregacji towaru trudzili się druhowie z OSP w Szczawnicy, Szlachtowej i Jaworkach oraz przedstawiciele Urzędu Miasta. Pracy nie zabrakło członkom szczawnickiego zespołu Caritas ani innym wolontariuszom. To oni przygotowali gościom z Hiszpanii lokum w domu rekolekcyjnym "Stara Plebania", sortowali dary, robili zakupy, przygotowywali i podawali większość posiłków, zajęli się sprzątaniem. Zaangażowaniem wykazała się cukiernia Piotrowski z Krościenka - zorganizowała śniadania i udostępniła lokal wcześnie rano.
Część darów - pomoc medyczna - trafi do Chmielnika, uzdrowiska w Ukrainie, od kilkunastu lat będącego miastem partnerskim Szczawnicy. Reszta darów zostanie do dyspozycji uchodźców przebywających u nas. A jest ich w Szczawnicy około 500. Znaleźli gościnę głównie w miejscowych pensjonatach.
Wolontariusze z Hiszpanii na jednej z niedzielnych Mszy św. włączyli się w liturgię. Grali na gitarze, śpiewali pieśni, dzielili się świadectwem wiary. - To wspaniali ludzie - mówi o nich z uznaniem szczawnicki duszpasterz. - Odważni, oddani, otwarci, chętni do pomocy. Swoją akcję humanitarną dedykowali Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. Darzą go wielkim uznaniem. Wojtyła to dla nich człowiek-symbol. Pontifex maximus - budowniczy mostów pomiędzy Wschodem i Zachodem, Bogiem i ludźmi, Hiszpanią i Polską. To także architekt demontażu żelaznej kurtyny oraz synonim dialogu, pojednania, poszukiwania dróg miłości i pokoju.
Tak mówili goście księdzu proboszczowi, który przez cały czas im towarzyszył i pełnił rolę tłumacza, jako że biegle mówi po hiszpańsku.
Jakże więc można by było nie zawieźć tych ludzi do Wadowic? Jak nie pokazać im miejsca... gdzie wszystko się zaczęło? Było to konieczne - tym bardziej że jednemu z uczestników konwoju zepsuło się koło, które zostało do naprawy w Chrzanowie. Stamtąd do Wadowic już bliziutko.
Znalazło się jeszcze jedno wyzwanie, któremu nie sposób się oprzeć. Otóż w niedzielę 20 marca o godz. 21 był rozgrywany pasjonujący mecz hiszpańskich gigantów - Realu Madryt i FC Barcelona. Integrująca się coraz bardziej grupa obejrzała go wspólnie, kibicując przed telewizorem swoim faworytom w restauracji "Przystań Flisak". Tu nie tylko chętnie przyjęto ich w swoje progi, ale jeszcze ugoszczono pizzą.
Hiszpanie od początku mieli w planie, aby nie wracać "na pusto". Zaproponowali uchodźcom z Ukrainy, że niektórych mogą zabrać z sobą. Ci, którzy się zdecydowali, są już w nowym domu. Archiwum parafii SzczawnicaNadszedł czas powrotu. Hiszpanie od początku mieli w planie, aby nie wracać "na pusto". Zaproponowali uchodźcom z Ukrainy, że niektórych mogą zabrać z sobą. Dzięki życzliwości i oddaniu pani Ani, uchodźczyni z Kijowa, udało się zorganizować po dwa spotkania z osobami, które zadeklarowały chęć wyjazdu. W czasie spotkań tłumaczyła ona i informowała, co przygotowano dla nich w Hiszpanii - że zostaną na początek przygarnięci w rodzinach (przyjaciele, znajomi, pośrednictwo Caritas diecezjalnej). Caritas zorganizuje im pomoc w nauce języka, znalezieniu pracy i godnej edukacji. Obaw było sporo. Jechać w nieznane... Ostatecznie zgłosiło się 26 osób ze Szczawnicy, 2 z Dębicy i 4 z Krakowa. Nie tak łatwo było wyjechać. Nad bezpieczeństwem uchodźców czuwała jeszcze policja. Musiała sprawdzić, czy rzeczywiście wyjeżdżającym z Polski nie zagraża jakieś niebezpieczeństwo. Formalności zostały dopełnione, testy zaliczone, konwój mógł więc wyjechać. Dojechali szczęśliwie, już są w rodzinach.
"Operacja Wojtyła" powiodła się.