- W tym obrazie widzę Boga, który ocala ignorantów i łobuzów - mówi o. Wojciech Kowalski, jezuita z Nowego Sącza.
Ojciec Wojciech jest katechetą i duszpasterzem młodych w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Sączu, czyli w jezuickiej tzw. parafii kolejowej.
Opiekuje się tam także wspólnotą MAGIS. Pod jego opieką była parafialna młodzież, która 29 marca przyjęła sakrament bierzmowania. Było tych kandydatów aż 210.
Czy można przygotować ich dobrze do bierzmowania? Czy da się to rzetelnie zweryfikować? Czy raczej trzeba zaufać deklaracji, którą młodzi uroczyście, liturgicznie wypowiadają przed bierzmowaniem: „Pragniemy, aby Duch Święty którego otrzymamy, umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i do życia według jej zasad”?
Ojciec Wojciech Kowalczyk, jezuita z Nowego Sącza, duszpasterz młodzieży, mówi, że młodzi przeżywają bardzo trudny czas. - Czasem widać, że nie da się za bardzo ruszyć z duchowym przygotowaniem, że nic nie idzie do przodu. Wtedy próbujemy zostawić im im chociaż dobry obraz Pana Boga, który kocha, Kościoła, który na nich czeka, próbujemy nie zatrzaskiwać im przed nosem drzwi do darów Ducha Świętego, zwłaszcza, że młodzi sami chcą przystąpić do sakramentu bierzmowania - mówi o. Wojciech.
Sam wspomina swoje bierzmowanie w 1987 roku. - Na przygotowanie do bierzmowania chodziliśmy do salek katechetycznych. Ja i dwóch moich kumpli non stop robiliśmy jakieś jaja i cyrki. Że ksiądz nas nie wyrzucił? Mógł to zrobić wiele razy. Myślę, że nie wyrzucił nas, bo nas przejrzał. Zobaczył w nas coś więcej, niż tylko łobuzów z podwórka, którzy rozwalają mu katechezę, i dlatego w pewnym sensie godził się na to, cośmy w tych salkach robili. Przed bierzmowaniem były egzaminy. Myśmy na ten egzamin nie poszli. Wezwał nas dzień przed i mówi: „chłopaki jutro bierzmowanie, trzeba coś wiedzieć, nie możecie tacy zieloni, nieprzygotowani iść do bierzmowania”. Krystian był największy z naszej trójki. Ksiądz go zatem pyta: „Ilu było apostołów?”. Krystian zmarszczył czoło i wypalił: „Siedmiu”. Tyle wiedział. Myśmy naprawdę tyle wiedzieli. „Dobra, niech będzie siedmiu” skomentował ksiądz i nas przepuścił, bo wiedział, że nie da rady z nas więcej wycisnąć, mówić nam o darach Ducha Świętego. Nie wyrzucił nas jednak. Wspominam czasem tę sytuację, i w tym obrazie widzę Boga, który ocala ignorantów, łobuzów. Mówię o tym akurat teraz, bo dziś czasem zdarzają się podobne sytuacje - mówi ojciec Wojtek Kowalski SJ.
Towarzysząc młodym przy bierzmowaniu słychać, że nie tak mała grupa chłopaków wybiera na bierzmowaniu imię św. Dyzmy, dziś patrona grzeszników, nawracających się.
- 26 marca mieliśmy w Kościele wspomnienie św. Dyzmy, czyli Dobrego Łotra, który zawisł na krzyżu wraz z Chrystusem. Myślę, że gdyby był dobry, to by nie wisiał na krzyżu. Sam wiedział, co przeskrobał. Jezus jednak mówi do niego na krzyżu: „Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju”. To jest pierwszy święty, pierwszy kanonizowany. Mamy w Kościele trochę problem z takimi ludźmi, z tym, że Bóg, jak w przypadku św. Dyzmy, takim łobuzom przebacza, nie pyta czy się wcześniej poprawi - mówi o. Wojtek przyznając, że wśród przygotowującej się młodzieży jest trochę takich łobuzów.
Ostatecznie trzeba bierzmowanie zostawić Bogu, Duchowi Świętemu. - Niech działa, owoce zobaczymy, choć może nie dziś, nie zaraz, ale może dzięki temu nie zatrzaskujemy tym młodym drzwi do Bożej łaski, która, nawet jeśli odpadną, pomoże im kiedyś wrócić? - zastanawia się jezuita.