Od wczesnego dzieciństwa czułam ogromne przywiązanie do natury, otaczającej mnie przyrody, piękna tych prostych widoków, które były ze mną co dzień.
Chociaż słowo “patrzery” poznałam stosunkowo niedawno, to tak naprawdę towarzyszyły mi one od zawsze. Od wczesnego dzieciństwa czułam ogromne przywiązanie do natury, otaczającej mnie przyrody, piękna tych prostych widoków, które były ze mną co dzień. Poniekąd o tym również jest ten fotoreportaż. O tym, co mnie otacza, co widzę każdego dnia, a jednak czym nie potrafię się znudzić.
Mimo, że pochodzę ze wsi położonej na nizinach, zawsze kochałam patrzeć na krajobraz z wyżej położonego miejsca, co nie zawsze było możliwe czy proste. Od dwóch lat jednak mieszkam w Tarnowie, na czwartym piętrze w bloku. I choć wiele osób stwierdziłoby, iż nie ma nic czarującego w widoku sąsiednich osiedli i chodników, to ja uważam to za jeden z piękniejszych krajobrazów, z którymi się spotkałam. W oddali widzę góry, które jawią się na tle nieba tak malarsko, że aż zastanawiam się czy jest jakikolwiek artysta, nawet najwybitniejszy, byłby w stanie oddać ich urok. Właśnie stąd zaczynam mój spacer.
Wiosna to zdecydowanie moja ulubiona pora do urządzania patrzerów. Gdy trawa zielenieje, to trochę tak jakby i człowiek nabierał koloru. Wszystko staje się piękniejsze. Jednak napotykam też widoki bardzo nieoczywiste, które ciężko jednoznacznie nazwać pięknymi. Jednym z nich jest to miejsce ukryte nieopodal mojego osiedla, przy ulicy, na której przewagę stanowią działki. Zastanawiam się zawsze, jaka historia kryje się za tak ekscentrycznym wystrojem ogródka, czy w ogóle jakaś się kryje. Czy jest to jedynie forma dekoracji przyciągającej wzrok.
Przemijanie to smutny temat, chociaż dotyczy każdego z nas. Dostrzegam je, gdy idąc dalej mijam osiedlowy plac zabaw. Na ławeczkach siedzą starsze panie i panowie, rozmawiając na najróżniejsze tematy, nieopodal ławek bawi się grupa kilkuletnich dzieci. Myślę o tym, jak abstrakcyjne wydaje się to, że ci państwo, kiedyś też byli takimi dziećmi, a te dzieci możliwe, że kiedyś zajmą ich miejsce na ławce...
Następnie idę brzegiem biegnącej niedaleko rzeki. Dźwięk płynącej wody mnie bardzo uspokaja. Zastanawiam się nad tym, dokąd płynie. Gdyby ta rzeka miała oczy, mogłaby tak wiele zobaczyć. Ile jeszcze osób takich jak ja, wieczorami wpatruje się w jej taflę. My, oglądający ją, ciągle się zmieniamy, starzejemy, przemijamy, a ona wciąż pozostaje taka sama.
Teraz mijam intrygujące miejsce, obok którego codziennie przechodzę do szkoły. To pozostałości po młynie Szancera. Te budynki stojące już w ruinie, pamiętają tak wiele historii. Zastanawiam się jak wyglądały wcześniej, gdy były nowe i w użytku. Chociaż ludzie, którzy ten młyn budowali już dawno przeminęli to myślę, że jakaś cząstka ich wciąż istnieje w tych tajemniczych, starych murach.
Wracam do swojego bloku, na czwarte piętro. Znowu wychodzę na balkon. Czasami nachodzi mnie myśl, że może w oknie któregoś z sąsiednich bloków, czyjeś oczy tak samo jak moje wpatrują się w te fale górzystych terenów na horyzoncie, z wręcz dziecięcym entuzjazmem dziękując Bogu, za każdy jeden raz, gdy mogą na nie spojrzeć.