Jak często tracimy sprzed oczu chwile, które pokazują, że nie trzeba majątku, 2 tygodni wolnego i biletu na samolot, aby spędzić szczęśliwie czas i zobaczyć coś pięknego?
Zwykle do domu wracam pociągiem. Często nie ma w tym wiele ciekawego. Znajome widoki za każdym razem coraz mniej zaskakują, stukot kół na torach z czasem przestaje być zauważalny, wewnątrz każdy siedzi i patrzy się w telefon. I tak czas leci.
Jednak pewna podróż była zupełnie inna od wszystkich. A odróżniała ją od reszty tylko jedna rzecz - pora dnia. To wystarczyło, abym przez całe 1,5h jazdy siedziała i jak zahipnotyzowana rozglądała się dookoła nie zaglądając nawet w telefon.
Gdy wsiadłam do pociągu był wieczór i słońce właśnie zaraz miało zacząć zachodzić. Zajęłam swoje miejsce przy oknie i ruszyliśmy. Po pewnym czasie oślepiło mnie światło, które w miarę jak skręcaliśmy, przesuwało się powoli w inne miejsca. To światło było piękne. Dodawało uroku każdej rzeczy, którą oświetliło. Każda śrubka, kawałek materiału czy nawet nudny bilet stawały się niezwykłe, gdzie wcześniej nawet bym nie zwróciła na nie uwagi. Słońce przechodziło przez szyby i rozświetlało metalowe elementy, które dodatkowo odbijały je w inne strony. Gdy drzwi się otwierały, aby wpuścić innych, nagle cała podłoga zaczynała się mienić na złoto, pomarańczowo, czerwono, jakby była posypana brokatem. Gdy przejeżdżaliśmy przez tereny zarośnięte drzewami, wszędzie było pełno pomarańczowych ciapek, które szybko gnały nad głowami wszystkich i znikały gdzieś z tyłu.
Czasem ktoś podniósł głowę i przyjrzał się przez chwilę temu światłu. A czasem ktoś odwracał wzrok i zasłaniał oczy, byle by tylko go nie raziło. Jednak większość osób nie widziała nic. Całą podróż przejechali z spuszczoną głową i nawet nie wiedzieli co ich ominęło.
Jak często tracimy sprzed oczu chwile, które pokazują, że nie trzeba majątku, 2 tygodni wolnego i biletu na samolot, aby spędzić szczęśliwie czas i zobaczyć coś pięknego?
Na koniec, gdy wszędzie zrobiło się ciemnawo, ostatnie promienie słoneczne rozświetliły czubki drzew i pagórków na różowo, po czym zniknęły.
Nigdy tego nie zapomnę.