Widok na miasto też zapiera dech w piersiach, choć czasami patrząc na cały horyzont, gdzie wszędzie postawione są różnego rodzaju domy, fabryki czy inne budynki, można pomyśleć, jak to wyglądało w przeszłości.
W jeden z majowych dni wybrałem się na obrzeża Tarnowa. Jadąc na rowerze pod Górę św. Marcina można się naprawdę namęczyć, jednak, kiedy się już jest na miejscu, widoki i atmosfera średniowiecznego zamku rekompensują wszystkie trudności.
Bywałem już na tej górze wiele razy, jednak za każdym razem zaskakuje mnie coś innego. A to można znaleźć kolejną wnękę w murze arsenału, a to kolejne ślady rożnego rodzaju działalności człowieka…, jeśli butelki i śmieci można tak nazwać. Niemniej jednak ruiny zamku niezmiennie zachwycają, a oglądając pozostałości głównej wieży, można zauważyć, jak był przygotowany do ewentualnej obrony.
Widok na miasto też zapiera dech w piersiach, choć czasami patrząc na cały horyzont, gdzie wszędzie postawione są różnego rodzaju domy, fabryki czy inne budynki, można pomyśleć, jak to wyglądało w przeszłości. Zwłaszcza odnosząc się do planów miasta, które setki lat temu nie było nawet w połowie położone na takiej połaci jak obecnie.
Wyobrażając sobie ewentualny widok na ledwie co lokowane miasto, udałem się drogą jeszcze wyżej, aż do Zawady, pod kościół św. Marcina Biskupa. Jest to miejsce szczególne, nie dość, że wzmianki o tej parafii pochodzą już z 1326 roku, to do tej parafii uczęszczał nasz polski błogosławiony, misjonarz ojciec Zbigniew Strzałkowski, franciszkanin brutalnie zabity w Peru przez skrajnie lewicową organizację terrorystyczną „Świetlisty Szlak”.
Kościół sam w sobie jest pięknym przykładem gotyckiej świątyni, mającej w środku wczesnobarokowy ołtarz główny z wizerunkiem świętego Marcina, autorstwa Tomasza Dolabelli, a także łańcuch zawieszony między nawą a prezbiterium, który według legendy z jednego kawałka drewna wyrzeźbił niewidomy pasterz.
Biorąc pod uwagę płaskorzeźby znajdujące się na chórze muzycznym, najprawdopodobniej z warsztatu Stanisława Stwosza i różnego rodzaju inne relikty dawnych lat, odnosi się wrażenia przeniesienia w daleką przeszłość.
Często też przy okazji takich podróży można spotkać ciekawe osoby z niejedną historią do opowiedzenia, w tym przypadku udało mi się porozmawiać z proboszczem kościoła, który opowiedział mi o ojcu Zbigniewie Strzałkowskim i o dziejach parafii.
Swoją drogą, historia tego miejsca jest niezwykła i posiada wiele legend, jak chociażby taką, że kościół postawiły na wzgórzu wezbrane wody. Jednak o wiele bardziej prawdopodobną wersją zdarzeń jest ta, że powstał on na miejscu pogańskiej gontyny. Kościół przetrwał wiele stuleci, a dzięki remontowi z 1968 roku, do dnia dzisiejszego cieszy oczy mieszkańców regionu, i nie tylko.
Szkoda jednak, że tak mało osób w ogóle wie o jego istnieniu...