Nagle poczułam przymus wyrwania się z czterech ścian i chęć rozkoszowania się zapachem wiosennych kwiatów.
Nagle poczułam przymus wyrwania się z czterech ścian, i chęć rozkoszowania się zapachem wiosennych kwiatów. Jednak temu uczuciu towarzyszyło coś więcej, siła wyższa ciągnąca mnie w nieznane.
I tak, moje nogi same zaprowadziły mnie krętymi uliczkami miasta do miejsca na pierwszy rzut opuszczonego. Rozglądając się, dostrzegłam niewielką zieloną roślinkę. Roślina mimo niedogodnych warunków pięła się ku górze. Opuszkami palców lekko ją dotknęłam. Nagle w mojej głowie narodziła się myśl: „Panie Boże… chcę mieć tyle wytrwałości w życiu, ile ma ta roślinka by przeżyć”. Za chwilę znalazłam się w małym parku nieopodal centrum miasta. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Wśród natury czuję, że żyję. Rozejrzawszy się, tuż za małym krzakiem dostrzegłam rzucające się w oczy małe, niebieskie kwiatki. Kiedy podeszłam bliżej, w mojej głowie zagościło stare, ale piękne wspomnienie, gdy siedziałam późnymi, letnimi wieczorami z babcią. Ona pokazywała mi jak pleść wianki właśnie z tych kwiatów. Już wiem, jak nazywają się te kwiatki, są to niezapominajki. Tak zawsze mówiła na nie moja babcia. „Ja nigdy nie zapomnę babciu” – pomyślałam. Otworzyłam oczy. W mojej głowie wybrzmiewały teraz tylko jedne słowa: „Wieczny odpoczynek racz dać jej Panie”…
Po małej podróży w przeszłość, wróciłam do teraźniejszości. Idąc wąskimi ścieżkami parku miałam dłuższą chwilę, by pomyśleć. Czułam, że idę we właściwą stronę, nie potrafiłam jednak wyrazić czym jest cel, do którego zmierzam. Skupiając się na moich myślach, przestałam patrzeć pod nogi i o mały włos wpadłabym na wielkie mrowisko stojące na środku ścieżki. Zaśmiałam się w duchu i już miałam je wyminąć, gdy nagle moją uwagę przykuła niewielka tabliczka wbita w mrowisko informująca o rodzaju mrówek i innych ciekawostkach. Zaciekawiona postanowiłam przyjrzeć się im z bliska. Najostrożniej jak umiałam przykucnęłam i zaczęłam oglądać ich pracę. Byłam pod wrażeniem, jak wszystko było dokładnie zaplanowane. Jedne mrówki przenosiły ziarnka piasku, inne kawałeczki patyków i jajeczka w głąb mrowiska. Obserwując ich zmagania pomyślałam: „Duchu Święty, proszę Cię o dar rady, abym w chwilach najtrudniejszych poradziła sobie tak dobrze i sprawnie jak te mrówki, które mimo swoich rozmiarów, radzą sobie codziennie”.
Chwilę potem kątem oka zauważyłam coś błyszczącego za krzakami. Ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam starą, porzuconą maszynę do szycia. Od razu zaciekawiła mnie jej historia. Być może należała do wyśmienitego krawca, który zmuszony był zamknąć swoją szwalnię, albo może do starszej pani, która co wieczór szyła ubranka dla swych wnuków? „Panie Jezu kimkolwiek był właściciel tej maszyny, proszę o błogosławieństwo dla niego, na pewno był dobrym człowiekiem”.
W końcu postanowiłam udać się do ostatniego punktu mojego spaceru - nad małe jeziorko. Tam ujrzałam małą, wyrastającą z wody tęczę. Na końcu tęczy powinien być skarb. Znów poczułam to uczucie z początku spaceru i wtedy zrozumiałam. Najszybciej jak mogłam pobiegłam w stronę najbliższego kościoła. Słońce idealnie padało na najwyższą z wież, muskając swoim ciepłem stare mury. Uczucie zniknęło, na jego miejscu przyszedł spokój i poczucie bycia kochanym. Zrozumiałam prawdziwy cel tego spaceru. „Jezu, dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłeś”!