- Miłość nie jest powinnością. Ona jest koniecznością naszego życia - mówił w Tropiu ks. Jacek Soprych, rektor WSD w Tarnowie.
W Tropiu nad Dunajcem, w sanktuarium św. Świerada, jednego z patronów naszej diecezji, odbyły się 10 lipca uroczystości odpustowe.
Świerad przyszedł na świat w drugiej połowie X wieku w rodzinie wieśniaczej, prawdopodobnie w okolicach dzisiejszego Zakliczyna. W Tropiu zaś żył w pustelni, którą założył. Jan Długosz zanotował, że „Świerad, zwany też Zorardus, dzięki umartwieniom zasłużył sobie na chwałę wyznawcy”.
Wieloletni proboszcz w Tropiu, badacz dziejów św. Świerada ks. Stanisław Pietrzak mówi, że ten skrawek Polski nad Dunajcem jest niczym piąta Ewangelia, jak mówi się o Ziemi Świętej. - Święty Świerad i jego uczeń, święty Benedykt, należą do tych postaci, które trzeba nie tylko poznać i naśladować, ale także uczcić. Są oni obydwaj przecież świadkami wczesnych początków chrześcijaństwa w rejonie środkowego Dunajca, a sam Świerad - jak to określił abp Karol Wojtyła - jednym z głównych korzeni siły wiary w tej okolicy, pierwszym polskim misjonarzem poza granicami kraju, uznanym za jednego z największych ascetów chrześcijaństwa – mówi ks. Stanisław.
Sumie przewodniczył ks. Jacek Soprych. Mszę św. koncelebrowali pochodzący z Tropia ks. Jarosław Maślanka, sercanin i kustosz sanktuarium ks. Andrzej Piórek. Grzegorz Brożek /Foto Gość- Kiedy myślimy o św. Świeradzie, to trzeba szukać prostych znaczeń, wartości. Taką rzeczą nierozerwalnie połączoną ze św. Świeradem jest asceza i wstrzemięźliwość. Mówi się, że ponoć w czasie postu żywił się jednym orzechem zjadanym dziennie. Nie chodzi dziś o dosłowne naśladowanie, ale można od niego uczyć się o zachowania umiaru, powstrzymania się od zachłanności, co dziś przychodzi nam wszystkim nie tak łatwo, szczególnie, ze wiele dóbr jest nam dostępnych – podsuwa ks. Andrzej Piórek, kustosz sanktuarium.
Uroczystościom odpustowym przewodniczył ks. Jacek Soprych, rektor WSD w Tarnowie. W kazaniu odniósł się m.in. do czytanej Ewangelii o miłosiernym samarytaninie. - Nie ma prawdziwego człowieczeństwa bez współczucia, oznaczającego współcierpienie. Miłosierdzie znaczy mieć otwarte serce na drugiego, na każdą biedę – mówił. Jaka powinna być miłość? - W łukaszowym opisie ewangelicznym znajdziemy 10 czasowników opisujących miłość. Między innymi są tam: „zobaczył go”, „wzruszył się”, „podszedł”, „opatrzył”, „zawiózł”, „pielęgnował”, „zapłacił”. A na końcu jeszcze: „jeśli wydasz więcej, oddam ci, gdy będę wracał”. To jest swoisty dekalog miłości. Prawdziwa miłość widzi potrzeby drugiego, wzrusza się nad nieszczęściem, płacze z płaczącymi, w końcu przeradza się w czyn. Dziś odległość między tym kościołem a twoim domem, drodzy siostro i bracie, to jest ewangeliczna droga z Jerozolimy do Jerycha. Przecież napotykamy na drodze wielu poranionych ludzi. Czy umiemy udzielić pomocy? Czy jesteśmy miłosierni? - pytał kaznodzieja.
- Prawdziwym przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść. Jest obojętność. Miłość nie jest powinnością, ale koniecznością naszego życia – dodał.