Chcą być trzeźwi. By tak było, ich praca nad sobą musi być codziennym wysiłkiem. Jednak bez wsparcia bliskich niewiele da się zrobić.
W niedzielę 28 sierpnia w Jamnicy odbyła się Droga Krzyżowa w intencji trzeźwości. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Podczas wędrówki na Góry Jamnickie, gdzie zakończyło się nabożeństwo, można było wysłuchać świadectw osób uzależnionych i walczących o swoją trzeźwość.
- Ja mam na imię Krystyna, jestem alkoholiczką - zaczyna swoje świadectwo kobieta, wdowa i matka wychowująca samotnie trójkę dzieci. Jak wylicza, nie pije od 2 lat i 5 miesięcy. Alkohol pojawił się w jej życiu, kiedy zaczęła się spotykać ze swoim przyszłym mężem. W tygodniu była praca, w weekendy picie. Gdy urodziła się pierwsza córka, euforię i radość zastąpiły alkohol. Po narodzinach drugiej córki do picia wrócił mąż Krystyny. Zaczęło się życie w chaosie. W końcu kobieta zdecydowała się wyjechać z Niemiec, gdzie mieszkała z mężem, do Polski. Głównie z obawy przed odebraniem jej dzieci. Pół roku później jej mąż zmarł.
Problemy z pracą, z poradzeniem sobie z emocjami pchnęły Krystynę w stronę alkoholu. Zaczęło się picie całymi tygodniami i ukrywanie tego przed bliskimi. Najgorszy czas zaczął się, gdy jej ówczesny partner dostrzegł problem i nie umiejąc pomóc, odszedł. - Wtedy tak naprawdę miałam rok, półtora roku takiego już picia alkoholu ciągami. Czyli piłam czasem na przykład cały tydzień, zostawiałam alkohol jak już widziałam, że muszę troszkę dojść do takiego stanu używalności, żeby zainteresować się dziećmi - wspomina Krystyna. Opamiętanie przyszło, gdy kobieta po utracie mieszkania musiała przeprowadzić się do swoich rodziców. Wtedy, jak opowiada, bratowa zagroziła jej, że jeśli nie zacznie terapii, to zgłosi całą sytuację do odpowiednich instytucji, które odbiorą jej dzieci. - To był ten moment, kiedy ja zobaczyłam, że już nie mam władzy nad sobą. Po prostu piję do upadłego i nie wiem, co mam z tym zrobić - przyznaje kobieta.
Przestała pić, zaczęła chodzić na terapię i mitingi. Zrozumiała wiele rzeczy i w pewnym momencie uznała, że już sobie poradzi. Niestety po pół roku od rezygnacji z leczenia, znów zaczęła pić. Była wtedy w ciąży. - Gdyby nie przyjaciele z AA, nawet się nie chcę zastanawiać, gdzie bym teraz była. Przyjaciele wyciągnęli do mnie pomocną dłoń, której się chwyciłam i już nie chcę jej wypuścić z rąk - mówi Krystyna. Dziś ma pracę, mieszkanie i samochód, udało jej się poprawić relacje z bliskimi.
Jak zwraca uwagę Jarek, alkoholik, którego trzeźwość zaczęła się dzięki m.in. spotkaniom w Jamnicy, to rodziny powinny stać na straży trzeźwości. - Bywa, że rodzina ukrywa alkoholizm jednego ze swoich członków, ale to nie pomaga, a wręcz przeszkadza w wyzwalaniu się z nałogu - mówi mężczyzna. Jak sam przyznaje, w jego domu było dużo alkoholu. Dziś nie ma go wcale.
- Dzieci dorastają w mojej rodzinie nie widząc alkoholu. A ja już tak wszedłem w życie bez alkoholu, że na żadnych imprezach go nie ma. Mam towarzystwo, które przychodzi do mnie bez alkoholu, czy na grilla, czy na inne spotkania - mówi Jarek. Początki jego trzeźwienia nie były łatwe, ale dzisiaj wypracował już sobie odpowiednią receptę. - Dawniej mówiło się, że trzeba walczyć, ale człowiek sobie sam nie poradzi. Trzeba się poddać całemu procesowi leczenia, chodzić na mitingi. I szukać Boga. Ja Go znalazłem. Bóg dał mi siłę, motywację do trzeźwienia. Dał mi ludzi, którzy mnie wspierają i pokazują, jak wytrwać w wolności - mówi Jarek.