Do kościoła parafialnego zostały uroczyście w czasie tzw. bobolówki wprowadzone relikwie patrona Polski św. Andrzeja Boboli.
Do kościoła parafialnego w Laskowej 16 września zostały wprowadzone relikwie św. Andrzeja Boboli. - Zaczęło się w 2018 r., kiedy z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości w otoczeniu świątyni zrobiliśmy kapliczkę św. Andrzeja, który w 2002 r. został ogłoszony patronem Polski, a w 2008 r. kościół przy Rakowickiej w Warszawie - narodowym sanktuarium św. Andrzeja Boboli. Istotnie kilkanaście lat jest jakby czasem odkrywania tego świętego. Na mnie samym szczególne wrażenie zrobił opis nieprawdopodobnego męczeństwa św. Andrzeja. Zainteresowałem się, zaproponowałem nabożeństwa w parafii - opowiada ks. Andrzej Wanat, proboszcz parafii w Laskowej.
Regularnie od paru lat "bobolówki", czyli nabożeństwa do św. Andrzeja Boboli, odbywają się w Laskowej 16. dnia każdego miesiąca. Jest na nich wyraźnie więcej ludzi niż na nabożeństwach w tygodniu. Jest też na nich więcej młodych niż na nabożeństwach w tygodniu. Może dlatego, że św. Andrzej jest przykładem heroicznej wierności, oddania Bogu, a potrzebujemy dziś bardzo wyrazistych świadków?
- To jest ciekawa historia, bo św. Andrzej z rąk prawosławnych Kozaków poniósł męczeńską śmierć w 1657 roku. W tym samym mniej więcej czasie męczeńską śmiercią zginęło prawie 50 innych jezuitów, ale to św. Andrzej - za Bożym zapewne pozwoleniem - kilkadziesiąt lat po śmierci objawił się rektorowi jezuickiego kolegium w Pińsku Marcinowi Godebskiemu, wskazując trumnę ze swoim ciałem, dopominając się o kult i obiecując, że będzie skutecznym wstawiennikiem - przypomina o. Jarosław Paszyński, prowincjał jezuitów z Krakowa, krajan z Laskowej, który przewodniczył nabożeństwu 16 września.
W kazaniu o. Paszyński przypomniał niezwykłe, cudowne uzdrowienie, którego doznała za sprawą św. Andrzeja Ida Kopecka z Krynicy. Od naświetlań promieniami RTG miała ogromną, otwartą już ranę. Lekarze dawali jej najwyżej tydzień życia. Lekarz widział ją w niedzielę. Potem I. Kopecka była w kościele. Spotkała kapłana, który dał jej relikwie wówczas jeszcze błogosławionego Andrzeja. Przyłożyła do rany, uklękła, krótko pomodliła się o uzdrowienie, o ile jest to zgodne z wolą Bożą. Wieczorem poszła spać. W poniedziałek już nie odczuwała boleści. Odwinęła bandaż - nie było śladu po ranie. We wtorek była u lekarza. "To niemożliwe, widziałem tę wielką, cuchnącą ranę przedwczoraj" - łapał się lekarz za głowę.
- To był jeden z cudów, które wykorzystano w procesie kanonizacyjnym A. Boboli. Uroczyste wniesienie relikwii do kościoła, co dziś przeżywamy, stanowi dla nas zaproszenie, by przez wstawiennictwo św. Andrzeja Boboli wypraszać u Boga potrzebne łaski. Może także cuda - mówił o. Paszyński.