Nowy numer 17/2024 Archiwum

Liban potrzebuje nadziei

- Wiedziałem jednak, że ostatnie słowo nie należy do zła, ale do dobra – mówi o. Antonio el Feghali, maronita z Libanu.

W naszym kościele od paru lat odbywają się comiesięczne nabożeństwa o uzdrowienie przez wstawiennictwo św. Szarbela, pochodzącego z Libanu maronickiego mnicha. Przy okazji nabożeństw, które odbywają się w każdy 3. piątek miesiąca na stoliku nasza Caritas rozprowadza dewocjonalia, książki poświęcone św. Szarbelowi. Jeżeli ktoś chce coś z tego stolika zabrać, to można złożyć ofiarę, a my w całości przekazujemy je do Libanu przez pośrednictwo Maronickiej Fundacji Misyjnej – mówi o. Andrzej Migacz, proboszcz par. pw. Ducha Świętego w Nowym Sączu, kustosz sanktuarium MB Pocieszenia. Przez tę fundację parafia otrzymuje m.in. oleje św. Szarbela.

Kustoszem w Polsce Maronickiej Fundacji Misyjnej jest subdiakon Fabio Lutfi. - Za naszym pośrednictwem relikwie św. Szarbela otrzymały 42 parafie w Polsce. Ale oczywiście kult naszego świętego jest znacznie szerszy. Poza szerzeniem kultu św. Szarbela pomagamy Libańczykom w Libanie, jak i Libańczykom w Polsce, którzy w największej licznie są w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu, gdzie mieści się nasza fundacja – mówi Fabio.

W kościele parafii pw. Ducha Świętego 22 września gościł o. Antonio el Feghali, maronita z Libanu, który kierował akcją charytatywną Maronickiej Fundacji Misyjnej po tragicznym wybuchu w Bejrucie 2 lata temu, kiedy 2 lata temu potężny wybuch w porcie w Bejrucie spowodował, że prawie 300 tys. ludzi straciło swoje domy. Wizyta w Nowym Sączu była jedną z ostatnich w czasie dwutygodniowej misji o. Antonio w Polsce.

Liban potrzebuje nadziei   Subdiakon Fabio był tłumaczem o. Antonio. Grzegorz Brożek /Foto Gość

- Kochani, pochodzę ze smutnego, zmęczonego lata mi wojen i konfliktów kraju. Złe ideologie przez dziesiątki lat próbowały zmienić cywilizowane oblicze Libanu. Ostatnia próba, wybuch w Bejrucie sprzed dwóch lat, to była największa eksplozja nienuklearna w historii ludzkości. Ten wybuch nie tylko zabił fizycznie ludzi, ale również psychicznie i moralnie. Zabił radość i nadzieję w sercach wielu osób. Osobiście nie znalazłem żadnej pociechy i siły poza Jezusem Ukrzyżowanym – mówił o. Antonio el Feghali.

Mówił, że jednak wiedział, że nienawiść jest słabsza od miłości, a nadzieja silniejsza jest niż jakakolwiek rozpacz.

- Daliście Państwo nadzieję wielu ludziom przez swoje datki, wspierając Maronicką Fundację Misyjną. Z głębi serca serdecznie dziękuję. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy mogliśmy przygotować 400 posiłków, by pomóc rodzinom poszkodowanym w wybuchu. Była wielka radość i ta miłość była zaraźliwa i rosła każdego dnia. Z serca dziękuję. Nie mogę tez zapomnieć, kiedy Duch Święty zaprowadził, mnie do zniszczonej dzielnicy, gdzie 10 osób straciło życie. Państwa datki pomogły nam odbudować dom tych ludzi, tym samym dać im nadzieję – opowiadał maronita.

W tej okolicy zbudowali maronici także małą kapliczkę z wielkim krzyżem, by Chrystus był odpowiedzią. Ojcowie w Libanie robili wielką rzecz, by przywrócić ludziom nadzieję i radość. Problemy, z którymi ciągle muszą się mierzyć są ogromne. - Dlatego potrzebujemy czuć obecność naszych braci w wierze. Każdy wasz konkretny znak solidarności, przede wszystkim przez osobistą modlitwę, lub jakąkolwiek inną formę pomocy, jest w stanie ożywić dusze w Libanie – mówił o. Antonio.

Konkretnym wyzwaniem, z którym przyjechał do Polski to jest pomoc rodzinom z posłaniem dzieci do szkół. - Chciałbym wrócić do kraju z darem nadziei dla tych ludzi. Niech Bóg wysłucha naszych i waszych modlitw za Liban – zakończył kazanie.

Ktokolwiek chciałby wesprzeć katolików w Libanie wszelkie informacje znajdzie na stronie Maronickiej Fundacji Misyjnej.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy