Dziś zostali posłani kolędnicy misyjni, którzy odwiedzają domy w diecezji, głosząc Dobrą Nowinę i zbierając ofiary na pomoc dzieciom w krajach misyjnych.
W tym roku hasłem kolędowania są słowa "Mibu ntuku mitano", co oznacza "50 lat głoszenia Ewangelii”. Nawiązuje ono bezpośrednio do faktu, że w nadchodzącym roku będziemy obchodzić złoty jubileusz regularnie realizowanej misji diecezji tarnowskiej ad gentes. Od 1973 roku kapłani diecezji tarnowskiej, z czasem także świeccy, są przez Kościół tarnowski posyłani, by nieść Dobrą Nowinę w krajach misyjnych.
W 1993 roku zaś zaczęła się kolęda misyjna w diecezji tarnowskiej. Przed pandemią uczestniczyły w niej prawie wszystkie parafie. Kolędowało ponad 23 tysiące dzieci, które tworzyły ponad 4 tysiące grup kolędniczych. Aby pomóc swoim rówieśnikom w krajach misyjnych, zebrały ponad 2 miliony złotych. Pozwoliło to zrealizować wiele projektów, dzięki którym mieszkańcy Kamerunu, Republiki Środkowoafrykańskiej czy Peru otrzymali konkretne świadectwo, że Ewangelia, którą głosimy, to nie tylko pięknie brzmiąca idea, ale też konkretne dzieło miłości bliźniego.
W parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Woli Rzędzińskiej kolędowanie odbywa się od początku jej 25-letniego istnienia. - Dzisiaj jest z nami nasz rodak, diakon Sławomir, który posługuje w Boliwii. Ale głoszenie Chrystusa to nie tylko zadanie misjonarzy i misjonarek, ale zadanie każdego z nas. Zadanie i polecenie, które otrzymujemy już w chwili chrztu świętego. Wielu ludzi na świecie nie zna Jezusa, bo nie miał kto im zanieść Dobrej Nowiny. My w tej intencji, za misje i misjonarzy, modlimy się w każdy 1. piątek miesiąca, składamy ofiary. Zarówno róże różańcowe, jak i dzieci należące do dzieła misyjnego, wreszcie każdy z nas stara się głosić Jezusa swoim świadectwem. Dziś Dobrą Nowinę zaniosą do naszych domów kolędnicy, którzy są małymi misjonarzami - mówił ks. Stanisław Szufnara, proboszcz parafii, rozsyłając kolędników.
Parafia podzielona jest na 11 rejonów. - Mamy 12 grup kolędniczych, kolęduje 60 dzieci. Spotykamy się na katechezie w szkole i po dwóch latach pandemii nie mogły się doczekać tego, żeby normalnie pójść z kolędą do domów - mówi s. Halina Chojnacka, służebniczka starowiejska, która organizuje grupy kolędników.
- To oczywiste, że lepiej kolędować po domach, niż w kościele, bo idąc do ludzi, nawiązujemy relacje w pełniejszy sposób, niż pokazując scenki w kościele. Poza tym skarbonka wypełnia się mocniej - uśmiecha się 13-latek Filip Kozioł.
Emilia chodzi do 8. klasy. W kolędzie misyjnej bierze udział szósty raz. - Chodzenie po kolędzie jest bardzo fajne. Idziemy z paczką znajomych, w której się lubimy, a razem możemy, takie mamy poczucie, zrobić coś dobrego. Wiemy, że naszym pierwszym zadaniem jest głosić Dobrą Nowinę o tym, że Jezus przyszedł dla nas na świat - tłumaczy.
- W listopadzie w szkole dopytują się, kiedy zaczynamy przygotowania, dobierają się w grupy, dzielą się rolami i czekają na to, żeby ruszyły przygotowania - przyznaje s. Halina.
Tak samo, jak dzieci, na kolędę czekają dorośli. - Kiedyś sama chodziłam jako kolędnik, teraz jako opiekun grupy, ale zawsze było tak, że po domach czekało się na kolędników. Były też osoby samotne, do których mało kto albo nikt nie zaglądał, a kolędnicy przychodzili i przynosili radość - mówi. Dzieci nie tylko głoszą Jezusa, ale też Go przynoszą w nich samych, w radości, którą czynią, w świetle, które wpuszczają do domów.
- U nas jest tak, że kolędnicy ruszają zaraz po posłaniu. Posłanie jest na sumie. Kiedyś bywało na wcześniejszej Mszy św., ale ludzie protestowali, że jeśli ktoś szedł na sumę, to mógł się rozminąć z kolędnikami, a tego nikt nie chciał przegapić. Innym razem pojawił się projekt, by chodzić 27 grudnia, już po świętach. Ludzie nie chcieli, bo wielu nie ma wtedy w domach. W drugi dzień świąt zaś są i wtedy nie tylko mogą, ale chcą się spotkać z kolędnikami - opowiada s. Halina.