Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Tchnienie

Narciarski obóz organizowany w czasie ferii przez parafię pw. Ducha Świętego w Mielcu obrósł w legendy. Oto cała prawda o nim.

W tym roku odbył się po raz 14. Od 16 do 21 stycznia 132 uczestników spędziło czas w Tyliczu. – Codziennie spędzamy około sześciu godzin na stoku narciarskim, poza tym łyżwy, ognisko, grill – mówi Urszula Malińska, która od pierwszej edycji pomaga organizować wyjazd. Na stoku dzieci i młodzież mają do dyspozycji czterech instruktorów nauki jazdy na nartach. –  Trafiają tutaj dzieci, które nie miały dotąd kontaktu z nartami i niewiele ruszają się w ciągu roku, ale i takie, które uprawiają ten sport. Po obozie każdy potrafi jednak stabilnie zjechać z górki i czuje się z nartami bezpiecznie – mówi Arkadiusz Świerk, instruktor należący do rady parafialnej.

Wojtek Tychanowicz ma lat 10. – Narty są super! – mówi. – Pierwszy raz stanął na nartach na naszym parafialnym obozie – wspomina mama Wojtka, pani Barbara.

– W sumie są dwa obozy. Jeden, finansowany z projektu miejskiego, dla dzieci mieleckich, których nie stać na ferie. Drugi to obóz parafialny, dla dzieci i młodzieży z grup. Wszyscy razem stanowimy wielką wspólnotę – mówi ks. Waldemar Ciosek, proboszcz parafii, także instruktor narciarstwa.

− Ucząc się, leżałem z pięć razy, dziś żadnej „gleby”. Dobrze, że jest obóz, bo można wypocząć i nauczyć się wielu rzeczy. Nikt tu nie ma problemu, żeby odłożyć telefon na bok i spędzić zdrowo czas na powietrzu – mówi Bartek Szeliga, 14-letni ministrant. Na stoku wszyscy noszą jednakowe plastrony, zdjęcie i logo kościoła parafialnego pw. Ducha Świętego i wielki napis „Tchnienie”. – Kładziemy nacisk na bezpieczeństwo, jeden drugiemu pomaga. Jak ktoś ma kłopoty, to zaraz dwóch lepiej jeżdżących podjeżdża i wspiera – opowiada fizjoterapeutka Aleksandra Duszkiewicz. – Chylę czoła przed tą grupą i organizatorem, bo wiem, jak trudnym wyzwaniem jest obóz narciarski. A im się udaje – zauważa instruktor z Tylicza Wiktor Rusiniak.

W swej pracy mają sprzymierzeńców. Opiekunowie biorą urlopy, by pracować jako wolontariusze. Są też sponsorzy, jak np. Radosław Swół, który zorganizował aukcję w środowisku biznesowym, aby wesprzeć organizację obozu. Narty to kosztowny sport. – Na spotkaniu z rodzicami mówię, ile wszystko kosztuje. Oczekujemy od rodziców wpłaty około połowy kosztów. Jednak ile kto wpłaci, to tyle wystarcza. Dzieci z grup parafialnych mają taniej. Są i tacy, którzy jadą za darmo – tłumaczy ks. Ciosek.

Tylko czy to piękne przedsięwzięcie musi organizować parafia? – Narty są atrakcją, przyjeżdżamy tu jednak także po to, by dać strawę duchową, ewangelizować – podkreśla s. Marta Poświatowska, werbistka z Mielca. Codziennie jest Msza św. i wszyscy w niej uczestniczą, choć nie każdy jest wzięty spod ołtarza. Zatem obóz to takie małe rekolekcje. Ksiądz Ciosek mówi, że przychodzą do niego młodzi, aby się wyspowiadać, niektórzy po dużych zawirowaniach życiowych. – Nie wszyscy mają dziś po drodze z Kościołem. Na obozie nikt nie odwraca się plecami do Mszy św., do księdza, Kościoła. Otrzymują tu doświadczenie wspólnoty, życzliwej, kochającej się. To dobra ewangelizacja – zapewnia Urszula Malińska.

Tychanowiczowe są jedną z kilku rodzin na zimowisku. – W parafii, która rok temu została uznana w plebiscycie KAI za najaktywniejszą w Polsce, mamy – poza sakramentami i działalnością 27 grup – także rowerowe pielgrzymki, zimowiska, letnie obozy, zdobywanie korony ziemi i wiele innych aktywności. Dlatego kiedy wychodzimy po Mszy św. z kościoła, nadal czujemy się wielką rodziną – mówią.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy