Nowy numer 21/2023 Archiwum

Post to zmiana, nie tylko menu

Taki o chlebie i wodzie połączony z modlitwą sprawi, że zaczniesz dostrzegać małe i większe cuda, czasem Bóg pokaże ci twoje słabości, a niekiedy będzie to walka o sprawy najważniejsze.

Parafia pw. św. Józefa w Muszynie niemal od początku wojny w Ukrainie zachęca do postu o chlebie i wodzie w intencji pokoju. Wiele innych wspólnot także podejmuje sztafetę postną o chlebie i wodzie w trakcie Wielkiego Postu. Każdy, kto chce włączyć się w tę inicjatywę, zwykle losuje cytat z Pisma Świętego na dzień, w którym będzie pościł, i uczestniczy w Eucharystii. Trzeci rok z rzędu zachętę do zaangażowania kieruje do parafian Akcja Katolicka z Brzeźnicy koło Dębicy. Jak mówi prezes Magdalena Piękoś, w minionym roku włączyło się w nią niemal 80 osób. W tej parafii ponadto ok. 10 osób z Akcji Katolickiej pości o chlebie i wodzie raz w miesiącu. Skłoniła ich do tego Barbara Srebro z gorzejowskiej parafii, która jest koordynatorką potężnej grupy osób poszczących o chlebie i wodzie przez cały rok, wśród których przynajmniej troje pości każdego dnia.

Dlaczego to robią? Co daje im taki post? – Musi być balans w życiu, tak jak między pracą zawodową a życiem prywatnym, tak samo trzeba zadbać o cztery obszary naszego życia – o ciało, ducha, serce i rozum. Post jest jednym z elementów dbałości o mojego ducha, o siłę, o rozwój, żeby to wszystko ze sobą współgrało – tłumaczy Magdalena Piękoś, której udało się zachęcić do postu także męża. – Kiedy małżeństwo wspólnie podejmuję to wyrzeczenie, wtedy jest łatwej, nic w kuchni nie pachnie, choć post o chlebie i wodzie i tak nie jest łatwy. Pod koniec dnia kromka chleba już tak nie smakuje. Żyjemy w czasach dobrobytu, więc wszystko kusi, ale można z tym wygrać. Na pewno taka praktyka kształtuje charakter, wytrwałość, konsekwencję, wprowadza równowagę – wylicza pani Magdalena.

Zauważa, że dzień postu raz w miesiącu, choć nie oznacza rezygnacji z codziennych obowiązków i zajęć, to mimo wszystko jest czasem zatrzymania się w pędzie codziennego życia, skupienia na modlitwie, umartwieniu, intencjach, które temu towarzyszą. To Boży dzień, bo zaczyna się go Eucharystią, sięga po Pismo Święte, modli się także za innych poszczących.

Pan Paweł spod Tarnowa również pości o chlebie i wodzie, ale zdarza się, że podejmuje to wyzwanie częściej niż raz w miesiącu, a robi to… w intencji polskich biskupów. Wszystko zaczęło się pięć lat temu na pielgrzymce na Jasną Górę, gdzie znajoma zachęciła go do włączenia się w grupę osób podejmujących modlitwę za polskich biskupów diecezjalnych i pomocniczych. Raz w miesiącu za każdego z nich pości jedna osoba. – Nie mamy narzuconej konkretnej modlitwy. Staram się być na Mszy św. w tym dniu. Jest to taki Boży czas, Jemu oddany dzień – tłumaczy. Widzi też, że sam zyskuje. – Generalnie po tych kilku latach widzę, że człowiek jest bardzo wyciszony, spokojny. Na pewno hartuje się też wytrzymałość, cierpliwość, konsekwencję, siłę woli – wylicza. Choć post o chlebie i wodzie kilka razy w miesiącu to nie lada wyzwanie, pan Paweł uważa, że to niewiele. – Mam niedosyt i wyrzuty sumienia, że to jednak za małe zaangażowanie – dodaje.

Bohaterem nie czuje się też Jan Truś z Bochni, a i on pościł o chlebie i wodzie przez kilka dobrych lat w każdy piątek miesiąca. W środy odmawia sobie słodyczy. Dziecinada – ktoś pomyśli. Niech więc spróbuje tak przez rok, wówczas szybko dostrzeże, że konsekwencja, nawet w czymś tak małym, może być trudem. U pana Jana też wszystko zaczęło się od pielgrzymki, tyle że do Medjugorja. – Tam wyraźnie ludziom przypomina się o tym, jak post jest ważny. Mojemu postanowieniu nie towarzyszyła żadna konkretna prośba, nie pościłem po to, by coś u Pana Boga załatwić, raczej motywowała mną wdzięczność wobec Niego za wszystko, co mam, za to, jak mnie w życiu prowadzi. Wszystko Jemu oddaję w pełnym zaufaniu – tłumaczy Jan Truś.

Zauważa, że kiedy podejmuje się nawet tak ścisły post o chlebie i wodzie w każdym, tygodniu, można wpaść w rutynę, automatyzm. – Bywało, że zapominałem o tym, dlaczego poszczę, Bóg jednak działał także wtedy. Dostrzegłem, że kiedy tego dnia rankiem zabrakło momentu oddania się Bogu, wezwania Jego pomocy, dzień stawał się trudem. Szybko się irytowałem, byłem zły i impulsywny. Pan Bóg pokazywał mi, że bez Jego pomocy nie dam rady, że jeśli nie będę robił tego z miłości, to mi nie wyjdzie, ale także odkrywał przede mną moje słabości. I choć z natury łatwo się irytuję, to podczas postu widziałem wyraźnie, nad czym muszę pracować. Niby człowiek podejmuje się umartwienia z wdzięczności do Boga, a nie potrafi zapanować nad sobą w relacjach rodzinnych. To zupełnie do siebie nie pasowało – przyznaje.

Wszyscy – zarówno pani Magdalena, jak i panowie Paweł i Jan – zgodnie przyznają, że post to walka, fizycznie trudna, ale jej owoce mogą być błogosławieństwem. W każdym poście chodzi jednak nie tyle o zmianę menu, a już na pewno nie o zastąpienie mięsa łososiem, ile o umartwienie, prawdziwe wyrzeczenie. Ważne też są intencja i motywacja. To zmiana myślenia, życia na bardziej uważne, owocne, świadome, zrównoważone. To hart ducha.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast