Czy mają dziś w naszej diecezji swoich naśladowców? Tak, ale... chyba nie dorastamy im nawet do pięt.
Choć jak na dzisiejsze czasy – pełne niezrozumienia dla ascezy, pokuty i umartwiania, czego dowodzi m.in. publikacja pewnego współczesnego religioznawcy – mamy się całkiem nie najgorzej. I choć nie sypiemy chleba popiołem, nikt z nas pewnie nie nosi pokutnego łańcucha u pasa, dla umartwienia nie biegamy po śniegu bosymi stopami, nie żywimy się jednym orzechem dziennie przez 40 dni Wielkiego Postu, nawet wątpliwe, byśmy przez tydzień na pieńku na nocnych czuwaniach wytrwali, to są tacy, co zarywają noce dla wyrzeczeń, pokonywania własnych słabości, wynagrodzenia Bogu i pełniejszego zjednoczenia się z Chrystusem albo też tacy, co post o chlebie i wodzie podejmują przez cały rok. Nam wszystkim jednak nie praktyk pokutnych brakuje, ale zdaje się – większej świadomości tego, czym one są i były motywowane. I nie jest to pogarda dla ciała. Nigdy nie była, choć św. Świerad jest o to współcześnie oskarżany.
To nie masochista
Święty Świerad w każdym tygodniu trzy dni surowo pościł, a w Wielkim Poście przez 40 dni powszednich posilał się tylko jednym orzechem na dzień, nie przerywając przy tym pracy toporem w lesie. Niektórym trudno to zrozumieć, ale jak tłumaczy ks. Stanisław Pietrzak, emerytowany kustosz sanktuarium św. Świerada i św. Benedykta w Tropiu, było to możliwe ze względu na wykluczone z postu niedziele.
Sanktuarium świętych Andrzeja Świerada i Benedykta w Tropiu. To najstarszy kościół w diecezji tarnowskiej, którego początki sięgają XI wieku. Beata Malec-Suwara /Foto Gość– Wszyscy mnisi i pustelnicy wracali na sobotę i niedzielę do klasztoru. Wtedy post był zakazany. To dlatego św. Świerad mógł przeżyć na orzechach 40 dni, bo w niedziele Wielkiego Postu porządnie sobie pojadł – tłumaczy ks. Pietrzak.
Nasz święty wyniszczał się też nocnym czuwaniem. Jego wypoczynek nocny był trwaniem na modlitwie, by upodobnić się do aniołów, którzy nie jedzą, nie śpią, a tylko uwielbiają Boga. Wzorował się w tym prawdopodobnie na iroszkockim św. Patryku.
– Nadto, jakby naśladując św. Jana Chrzciciela i dawnych pustelników, swoje biodra przepasał mosiężnym łańcuchem – widocznie już w młodości, skoro po latach obrósł on skórą, zapewne na skutek rozrastania się ciała (podobne zjawiska w przyrodzie znane są np. weterynarzom lub sadownikom). Tak to nasz święty dosłownie spełniał wezwanie Jezusa: „Niech biodra wasze będą przepasane” – jak u żołnierzy czuwających na straży! Albo też według przykładu św. Pawła, który „na swoim ciele uzupełniał braki udręk Chrystusa” – dla własnego zbawienia i dla dobra Kościoła – tłumaczy kapłan.
Zauważa przy tym, że niezrozumienie tego rodzaju ascetycznych praktyk znalazło swój wyraz w książce „Żywoty świętych poprawione” autorstwa religioznawcy prof. Zbigniewa Mikołejko. – Wyjątkowo źle się obszedł ze św. Świeradem. Wręcz zamanifestował swoją emocjonalną wrogość do Świeradowej i chyba w ogóle chrześcijańskiej ascezy. W formach praktyk ascetycznych Świerada dopatrzył się realizacji niegodnych katolickiego świętego idei manichejskich: pogardę i nienawiść do ciała jako dzieła złego demiurga, które trzeba niszczyć. Uznał, że święty ten pastwił się nad sobą, dopatrując się w tym znamion masochizmu – podsumowuje ks. Pietrzak, analizując fragmenty z książki prof. Mikołejko.
Tymczasem umartwienia podejmowane przez św. Świerada inspirowane były wielką religijnością, miłością do życia i pragnieniem zjednoczenia się w cierpieniu z Jezusem. Miały go przygotować do przeżywania z radością świętego dnia zmartwychwstania. To nie masochista, ale największy asceta chrystianizmu.
Jej życie było Wielkim Piątkiem
Surowe formy ascezy podejmowała także św. Kinga. Stanisław Wasylewski pisał, że „życie jej stało się jednym wielkim piątkiem”. Umartwienia księżnej wywołują dziś także niedowierzanie. Ponoć bosymi nogami w mróz biegała o północy, a kiedy spowiednik nakazał jej nosić buty, to przywiązywała je sobie u paska albo obcinała im podeszwy, przebiegle nie rezygnując z postanowienia. Dbała o biednych, niedołężnych na rękach dźwigała, pielęgnowała chorych, całując ich owrzodzone rany, nocami udawała się do kościołów, by się modlić.
Boczna kaplica starosądeckiego klasztoru poświęcona jest świętej Matce Kindze. Henryk Przndziono /Foto Gość– Matka Kinga prowadziła niezwykle ascetyczny tryb życia. Jeżeli chodzi o posty, to najbardziej rzuca się w oczy jej cześć do Matki Najświętszej. Przed każdym świętem kościelnym Matki Bożej pościła i to bardzo surowo, nie tak jak my teraz. Bywały dni, kiedy nic nie jadła. To była postać heroiczna pod każdym względem – podkreśla starosądecka klaryska s. Teresa Izworska. – Wszystko, co czyniła, było oddane Panu Bogu. To dla nas wielki wzór do naśladowania, jej córek duchowych, chociaż zdaję sobie sprawę, że do pięt jej nie dorastamy. Dopóki jednak żyjemy, wszystko może się zdarzyć – dodaje z uśmiechem.
Pewno że to kosztuje
Jak dzisiaj poszczą klaryski? – Oprócz postów, które nakazuje Kościół święty, podejmujemy także post ścisły we wszystkie piątki, jeśli nie wypada wtedy uroczystość. Jest to także dzień milczenia. W Adwencie i Wielkim Poście pościmy nie tylko w piątki, ale też w soboty. W tych dniach obwiązuje również ścisłe milczenie. W ogóle w Adwencie i Wielkim Poście staramy się, żeby było jak najciszej w naszym domu. Jest to czas zgłębiania Chrystusowych tajemnic. Pościmy także w wigilię wszystkich świąt. Pewno że to kosztuje. Wtedy człowiek jest najbardziej głodny. Kiedy indziej mogę nie jeść cały dzień i na myśl mi nie przyjdzie, że jest się głodnym, ale jak jest post, to by się coś przegryzło. Na tym cały wic polega, żeby wytrwać. Trudno byłoby jednak za bardzo odstawać od tych, którzy idą przed nami. Wielkim pokutnikiem byli też przecież św. Franciszek i św. Matka Klara – przypomina s. Teresa.
W jakich intencjach poszczą klaryski? – Pierwszą jest uwielbienie Pana Boga, przeproszenie za grzechy swoje i innych, za cały świat, zwłaszcza teraz, kiedy zło tak krzyczy – zauważa siostra.
Choć nieraz w nas rodzi się bunt, by pokutować za grzechy innych, s. Teresa tłumaczy, że to jest tak jak w rodzinie, w której jest kilkoro dzieci. – Kiedy jedno coś zbroi i grozi mu kara od mamy czy taty, to są też siostry czy bracia, którzy wstawią się za nim, prosząc rodziców o złagodzenie kary i przekonując, że on się poprawi. Tak my przed Bogiem występujemy w imieniu grzeszników, świadome przy tym swoich grzechów. To jest niesamowite, że grzesznicy modlą się za grzeszników. To tajemnica, której się nie zgłębi – uważa s. Teresa.
Poszczą cały rok
Kiedy pytamy pochodzącego z Laskowej sercanina ks. Michała Olszewskiego, dlaczego powinniśmy przepraszać Boga za grzechy, nie tylko swoje, ale także innych, podkreśla, że grzech jest nie tylko osobisty, ale także ma skutki społeczne. Podejmowane zaś formy pokuty, postu czy wyrzeczenia zawsze łączą się z ofiarą Chrystusa. Sam jest duchowym opiekunem grupy osób, które post o chlebie i wodzie podejmują raz w miesiącu przez cały rok. Koordynuje nią Barbara Srebro z gorzejowskiej parafii. Dziś należy do niej tak wiele osób, że każdego dnia przez cały rok pości o chlebie i wodzie od 3 do 5 osób. Rozsiani są po całej Polsce.
Pości z nimi młody prawnik z Wrocławia, dziewczyna z Gdańska, kobieta z Lublina, małżeństwo z Warszawy, ludzie z Kanady, Niemiec i Stanów Zjednoczonych. W tym gronie jest też dwóch kapłanów – właśnie ks. Michał Olszewski, a także ks. Grzegorz Sroka. Większość to znajomi lub znajomi znajomych, o inicjatywie zwykle dowiadują się tzw. przypadkiem.
Swój post, przyjętą tego dnia Komunię św. i modlitwę ofiarowują w sześciu stałych intencjach. Modlą się także w swoich sprawach nawzajem. – Staś z Dębicy mówi, że kiedy widzi, że przyszła wiadomość ode mnie, a nie może jej odczytać, bo jedzie samochodem, to od razu zaczyna Różaniec w przysłanej intencji – opowiada pani Barbara, podkreślając ogromną odpowiedzialność osób, które zdecydowały się regularnie pościć.
Ekstremalnie
Za formę ascezy i wyrzeczenia można dziś uznać z pewnością Ekstremalną Drogę Krzyżową. Podejmuje ją co roku bardzo wielu tarnowskich diecezjan. Chociażby z Mielca na trasy EDK co roku wyrusza ok. 500–600 osób.
– Jest to czas na przemyślenia, modlitwę, na dostrzeżenie, nieomal dotknięcie Boga. Droga jest długa i wiele osób przeżywa kilka kryzysów fizycznych i psychicznych na trasie, a jednak większość dociera do celu – mówi Marek Młynarczyk z Mielca.
Podkreśla, że ta forma ascezy pomaga wyciszyć się i spojrzeć na nasze życie z innej perspektywy. – Dostrzec naszą kruchość i potrzebę Bożej opieki – dodaje.
Od roku kilku panów z grupy Mężczyzn św. Józefa z Tarnowa w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej bierze udział co miesiąc, w nocy z pierwszego piątku na sobotę. – Początkowo przyświecała nam idea, by w ten sposób odprawić 9 pierwszych piątków miesiąca, ale chodzimy z rozpędu dalej – mówi Piotr Smajdor.
Jedna z tras EDK, z Tarnowa na Jamną, została przez „józefów” wytyczona, ale przeszli już każdą, wszystkie na Kozieniec, do Pilzna, wokół Tarnowa. Raz pobłądzili i przeszli podczas jednej EDK aż
– Taka noc zawsze kosztuje. Po całym tygodniu pracy jest to forma wyrzeczenia, ale idziemy za Franciszkowym wezwaniem, by zejść z kanapy. W tym męskim józefowym świecie jest bardzo wiele tego rodzaju akcji. Codziennie w małej grupie o 21.00 idziemy z Tarnowa do Zawady na Górę św. Marcina, odmawiając Różaniec o pokój na świecie, w Polsce, w naszych rodzinach i w nas samych. Modlimy się też wtedy za Tarnów Koronką do Bożego Miłosierdzia – mówi Piotr Smajdor.
Tekst pochodzi z archiwum "Gościa Tarnowskiego". Ukazał się w nr 8/2021.