Tadeusz Podolski, żołnierz Armii Krajowej, by uniknąć aresztowania przez UB, ukrywał się przed nim przez cztery lata, udając nawet kobietę.
W szkole podstawowej w Zaczarniu 2 marca odbyła się promocja książki dr. Agnieszki Przewłoki „Zniknąć, żeby nie zdradzić. Tadeusz Podolski (1919 -1954). Strategia przetrwania w ostatnich latach życia”. Autorkę zaintrygował radykalizm postawy Podolskiego, który chciał być przede wszystkim dobrym, uczciwym człowiekiem i spokojnie żyć w nowej rzeczywistości po II wojnie światowej. - Niestety, nie zostało mu to dane - podkreśla A. Przewłoka.
Tadeusz urodził się 1919 roku w Starych Żukowicach. Jego ojciec Władysław, leśniczy u książąt Sanguszków, po kilku latach kupił starą leśniczówkę w Zaczarniu i tam przeniósł się z całą rodziną. Tadeusz ukończył w tej miejscowości szkołę, a następnie w Woli Rzędzińskiej rozpoczął naukę kowalstwa. W 1940 roku ożenił się z Anielą Wardzałówną, córką swojego majstra. Małżeństwo zamieszkało w Zaczarniu. W maju 1941 roku mężczyzna wstąpił w szeregi Armii Krajowej, przybierając pseudonim „Tygrys”. W szeregi AK wstąpiła też jego żona. W 1943 roku jego dom stał się kryjówką dla żołnierzy AK, których nie zdołało ująć Gestapo. Jeden z nich, Aleksander Furmański, napisał później w swoich pamiętnikach, że Podolscy wykazali się w tym czasie heroiczną odwagą, mając świadomość, że w razie odkrycia kryjówki ich dom zostanie spalony, a oni rozstrzelani.
Rodzina doczekała końca wojny, ale nie spokoju. UB w Tarnowie zaczyna się nim interesować podejrzewając, że należy do organizacji WiN. Tadeusz postanawia uciec na Ziemie Zachodnie, gdzie byli jego dawni koledzy z AK. Ale i tam dopadają go funkcjinariusze i zmuszają do podpisania zgody na współpracę. Tadeusz nie chce jednak być konfidentem. Jak opisuje A. Przewłoka, mężczyzna postanowił sfingować swoją śmierć, którą miał rzekomo ponieść w czasie leśnych prac. Proboszcz ogłosił z ambony zaginięcie Podolskiego, rozpoczęto poszukiwania, ale ciała nie znaleziono.
Tadeusz wrócił w 1950 roku po kryjomu do Zaczarnia i ukrył się najpierw w domu Taraszków, a później w rodzinnej leśniczówce. Do Zaczarnia powróciła po pewnym czasie żona z dziećmi. Rozpoczęło się trwające cztery lata ukrywanie. W leśniczówce urządzono przemyślne kryjówki łącznie z tunelem prowadzącym z piwnicy do pobliskiego jaru. Tadeusz udawał nawet starą kobietę, którą domownicy nazywali „Dużą Maryśką” lub Lojzką. - Już po pierwszym spotkaniu z nią, wiedziałam, że to tato, ale musiałam trzymać język za zębami - mówi najstarsza córka Tadeusza Maria, która miała wtedy 8 lat. Sfingowanie swojej śmierci i ucieczka przed współpracą z UB udały się połowicznie. Sądzono, na podstawie donosów, że Podolski żyje i wrócił do Zaczarnia, jednak działania funkcjonariuszy z Tarnowa sprowadziły się przez pierwsze dwa lata do obserwacji domu Podolskich i niedokładnych na szczęście rewizji leśniczówki. Później jednak UB zintensyfikowało tropienie „bandyty”, chcąc go ująć, aresztować lub zabić. Czynione zasadzki nie udawały się i Podolski nadal żył „na wolności”.
Autorka książki podkreśla, że życie w ciągłym lęku i stresie odbiło się negatywnie na całej rodzinie i przede wszystkim na zdrowiu głównego bohatera. Tadeusz zaczął mieć poważne kłopoty z płucami, które w końcu doprowadziły do krytycznego stanu jego zdrowia i zagrożenia życia. Tadeusz zmarł 24 października 1954 roku. - Nie doczekał odwilży, wolności, szansy na swobodne życie. Chciałam swoją książką oddać mu sprawiedliwość, przywrócić go zbiorowej pamięci - mówi A. Przewłoka.
Książkę wydali wspólnie gmina Lisia Góra i gmina Tarnów.