Strzegą jej rodziny ofiar. Ich determinacja w gromadzeniu pamiątek, archiwów, zdjęć, wspomnień budzi podziw, ale prawdę znów chce wymazać Rosja.
Członkowie Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich spotykają się w każdą ostatnią sobotę miesiąca w Tarnowie. Wynajmują jedną z sal szkoły podstawowej przy ul. Batalionów Chłopskich. Każdy z nich kogoś stracił w 1940 roku w Katyniu, Charkowie lub Twerze i to właściwie tylko dzięki nim pamięć o tych, którzy szli walczyć w obronie ojczyzny, o polskich patriotach, trwa.
Przez lata gromadzą pamiątki, spisują wspomnienia, stawiają tablice pamięci, uczestniczą w spotkaniach z młodzieżą, by prawda przetrwała. Przez pół wieku po wojnie nie wolno było o niej mówić. Rodzinom ofiar groziły za to represje. Dziś też jest zagrożona. Wielu z młodego pokolenia jej nie rozumie, nie chce o niej słyszeć. Na powrót chce ją wymazać Rosja.
- Od Ukraińców słyszałem, że na cmentarz w Charkowie spadło teraz parę rakiet. W Katyniu wszystko się sypie i wygląda coraz gorzej. Ściągnięto polskie flagi. Tamtejsze władze chcą wymazać pamięć o Polakach, którzy tam zginęli, twierdząc, że leżą tam tylko Rosjanie. Rosyjskie stowarzyszenie „Memoriał”, założone w 1989 roku, zajmujące się badaniami historycznymi i propagowaniem wiedzy o ofiarach represji radzieckich, w tym zbrodni katyńskiej, jakieś pół roku temu zostało zlikwidowane. Członkowie tego stowarzyszenia mają przeprowadzane rewizje w domach, są aresztowani - mówił Henryk Słomka-Narożański, prezes Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich w Tarnowie, podczas spotkania 25 marca.
Rodziny ofiar zbrodni katyńskiej biorące w nim udział przekonywał, jak ważna jest ich pamięć, obecność na dorocznych tarnowskich obchodach Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej 13 kwietnia. Niemal wszyscy członkowie Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich to osoby starsze, coraz trudniej im we wszystkich wydarzeniach uczestniczyć, ale to robią. Zakładają opaski, stoją kilka godzin ze sztandarem, opowiadają o ofiarach zbrodni katyńskiej z ich rodzin, bo najtrudniej im było, kiedy pamiętać nie było wolno.
W lasach pod Charkowem rozstrzelany został wujek Stanisława Koguta z Miechowic Wielkich, brat mamy – Tadeusz Wilk – oficer Wojska Polskiego w stopniu porucznika, pełnił służbę w 19. pułku piechoty we Lwowie „Odsieczy Lwowa”. – Ostatni raz rodzina widziała go na kilka dni przed wybuchem wojny, w sierpniu 1939 roku, na weselu młodszej siostry Jadwigi w Zdrochcu, gdzie rodzina wówczas mieszkała. Był na nim w gipsowym gorsecie. Uszkodzony kręgosłup podczas pełnienia służby na pograniczu z Ukrainą wymagał usztywnienia. Zapewne z powodu stanu swojego zdrowia nie dostał karty mobilizacyjnej do wojska jak jego brat Tomasz, ale na wieść o agresji Niemiec udał się do swojej macierzystej jednostki do Lwowa. Ostatnią wiadomość, jaką rodzina otrzymała od niego, była kartka z obozu jenieckiego w Starobielsku. Dziadkowie całe życie czekali, że wróci – opowiada Stanisław Kogut, który z dziadkiem spędził całe swoje dzieciństwo, pomagając mu podczas pracy na roli.
Ich córka Janina Wilk w czasie wojny zorganizowała tajne nauczanie w Zabawie na poziomie szkoły gimnazjalnej i średniej. Nazywana jest siłaczką z Kępy. Drugi ich syn Tomasz, choć na wojnie jak Tadeusz nie zginął, nigdy już do rodzinnego domu także nie wrócił. Jako oficer 16. pułku piechoty w Tarnowie, po klęsce wrześniowej przekroczył granicę rumuńską. Wraz z innymi żołnierzami Wojska Polskiego przez Jugosławię dostał się do Francji, gdzie służył w WP pod dowództwem francuskim, a potem do Wielkiej Brytanii, gdzie służył od tego momentu w Armii Brytyjskiej. Tam pierwszy raz spotkał się z gen. Władysławem Sikorskim. We wrześniu 1940 roku Tomasz jako żołnierz Armii Brytyjskiej został wysłany do Nigerii szkolić rekrutów. Przebywał tam do 10 maja 1943 roku. Po wojnie zamieszkał w Wielkiej Brytanii, a następnie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Jako żołnierz armii Andersa nie mógł wrócić do Polski Ludowej, dla której był wrogiem, a on nie uważał jej za wolną, ale zdradzoną.
Rodziny Wilków i Kogutów, 1931 rok. Oznaczony nr 3 to Tomasz Wilk, nr 4 to Tadeusz Wilk, nr 5 to Władysław Kabat. reprodukcja Beata Malec-Suwara /Foto GośćJak zdrajca przez całe lata komuny w Polsce był traktowany również ich kuzyn Władysław Kabat, kapitan Wojska Polskiego, dowódca osłony lądowiska w operacji „III Most”. Przez lata po wojnie był zastraszany, oskarżany o szpiegostwo i przygotowanie zamachu stanu, bity w katowniach, poddawany wymyślnym torturom, wielokrotnie grożono mu śmiercią. Podczas jednej z operacji amputowano mu najpierw zdrową, a później chorą nogę, bo lekarz „się pomylił”. Był wrakiem człowieka. Zmarł na wiele lat zapomniany w 1980 roku.
Determinacja pana Stanisława Koguta, z jaką strzeże pamięci o nich, budzi podziw. Będąc w 9. klasie gimnazjum otwarcie mówił swoim kolegom o Katyniu, żołnierzach wyklętych, sam założył organizację „Polska Podziemna”. Uważano go za młodocianego przestępcę politycznego. Wyrzucono go z III LO, piętrzono problemy z dostaniem się na studia. Ostatecznie dostał się na nie, bo przekręcił jedną literkę w swoim nazwisku. Zakończył je z tytułem doktora po napisaniu trzech doktoratów, bo ich ślady na uczelni wciąż zacierano. Nie jemu na tym zależało, sam nie chciał już studiować, ale był najlepszy z matematyki i jeden z profesorów przekonał go, by został. Życie związał z pracą na roli i prowadzeniem kilkuhektarowego gospodarstwa. Mówi, że gdyby nie praca, to by się wykończył.
Tarnowskie obchody Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej 13 kwietnia dzięki Monice Chłopeckiej tradycyjnie odbędą się w IV Liceum Ogólnokształcącym. Jest nauczycielem w tej szkole, a zarazem wiceprezesem Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich. 14 kwietnia członkowie stowarzyszenia spotkają się w domu kultury Westerplatte z przedstawicielami młodzieży ze szkół, które opiekują się dębami w Alei Dębów Katyńskich w Tarnowie. Z kolei w niedzielę 16 kwietnia o godz. 17 w kościele xx filipinów zostanie odprawiona Msza św. w rocznicę zbrodni katyńskiej. Do uczestnictwa w niej zaproszeni są wszyscy.