Obchodzący Wielkanoc chrześcijanie obrządku wschodniego z Ukrainy przyszli poświęcić pokarmy do brzeskiej fary.
Drugi rok z rzędu w brzeskiej parafii pw. św. Jakuba odbyło się wielkanocne śniadanie dla uchodźców z Ukrainy. - Drugi rok z rzędu zapraszamy także potrzebujących naszych parafian. Spotkanie ma zatem charakter integracyjny, dla społeczności ukraińskiej w Brzesku i okolicach, która ma okazję się spotkać razem, ale i dla społeczności Brzeska, Polaków i Ukraińców, którzy zasiadają przy jednym stole - mówi ks. Józef Drabik, kustosz sanktuarium św. Jakuba w Brzesku.
Na świąteczne (dla chrześcijan obrządku wschodniego przypadające w Wielkanoc) spotkanie przyszło 50 Ukraińców i 50 Polaków. Spotkanie poza parafią współorganizowała Caritas Diecezji Tarnowskiej, a wielką pomoc organizatorzy otrzymali od Wojewody Małopolskiego, samorządu miasta Brzesko i starostwa brzeskiego.
- Trudno powiedzieć, ile jest dziś osób z Ukrainy w Brzesku. Jest grupa, która jest stałymi mieszkańcami. 35 dzieci z Ukrainy chodzi do brzeskich szkół. Mamy, rodzice, rodziny tych dzieci to jest społeczność mniej więcej stuosobowa. Inna grupą są pochodzący z Ukrainy pracownicy okolicznych firm. Jest ich także niemała liczba, ale tu nie wiemy do końca ilu ich jest. Ogólnie można jednak powiedzieć, że osób pochodzących z Ukrainy, które mieszkają w mieście i okolicach jest mniej niż wtedy, kiedy ruszyła fala uchodźców. Ci, którzy są integrują się ze społecznością miasta, pracują. Ich dzieci chodzą do polskich klas i niedawno nawet byłem świadkiem, jak dzieci z Ukrainy startowały w konkursie ortograficznym w jednej ze szkół i świetnie sobie radziły - opowiada Tomasz Latocha, burmistrz Brzeska.
Brzescy Ukraińcy przyszli najpierw do kościoła na Mszę św., w czasie której ks. Józef Drabik poświęcił przyniesione przez nich pokarmy. Grupę ukraińską koordynuje Ines Oleksy, nauczycielka z jednej z brzeskich szkół, Polka ukraińskiego pochodzenia. - Ci, którzy tu dziś przyszli, którzy uciekli przed wojną pochodzą m.in. z Mariupola, Kijowa, Chersonia, Ługańska, Odessy czy Zaporoża. Czują się tu, jak w domu. Niemniej jednak większość, jak wojna się skończy i będzie można mówić o stabilizacji, to będą chcieli zapewne wrócić na Ukrainę. Czują się tu w Polsce bezpieczni, to jednak serce i głowa została na Ukrainie - mówi I. Oleksy.