Tradycyjnie poprowadził ją pochodzący z Wyskitnej misjonarz ks. Mateusz Dziedzic. Przez 10 lat tylko raz ludzie poszli nią bez niego, kiedy był porwany i modlili się o jego uwolnienie.
W Wyskitnej 16 lipca odbyła się X Pielgrzymka do św. Jana w Wielkim Lesie. Tradycyjnie poprowadził ją pochodzący stąd misjonarz pracujący przez wiele lat w Republice Środkowoafrykańskiej ks. Mateusz Dziedzic razem z księżmi z parafii Polna - obecnym i byłym jej proboszczem. Zakończyła się Mszą św. na leśnej polanie z kapliczką św. Jana Nepomucena i wspólnym biesiadowaniem w Zaciszu Babci Ludwisi, której właścicielką jest sołtys wsi Anna Poznańska, inicjatorka i organizatorka dorocznej pielgrzymki. W tym roku wzięło w niej udział kilkaset osób.
Inicjatorką i organizatorką pielgrzymki jest sołtys Wyskitnej Anna Poznańska. Beata Malec-Suwara /Foto GośćData pielgrzymki jest ruchoma, zawsze uzależniona od urlopu ks. Mateusza, który tylko w drugiej nie wziął udziału, kiedy był porwany. Ludzie wtedy poszli bez niego do św. Jana w Wielkim Lesie modlić się o jego uwolnienie. Skutecznie. Dzisiaj modlili się na Różańcu m.in. w intencji pokoju na świecie i o ustanie wojny na Ukrainie oraz za wszystkich przebywających na urlopach i rekolekcjach o owocny czas wypoczynku dla nich i szczęśliwy powrót do domów. Następnie na polanie przy kapliczce św. Jana Nepomucena kapłani celebrowali Mszę św. dla pielgrzymów. Ks. Mateusz Dziedzic wygłosił kazanie. Dla niego ta pielgrzymka wiele znaczy.
Krzyż, za którym podążali pielgrzymi, ponieśli młodzi strażacy. Beata Malec-Suwara /Foto Gość-Tutaj mogę pomodlić się, spotkać, porozmawiać z ludźmi z okolicy, z którymi spędziłem swoje dzieciństwo i młodość. Poza tym cel naszej pielgrzymki jest mi doskonale od dziecka znany. Wszystkim zresztą, którzy są stąd. Ludzie zawsze tu przychodzili do św. Jana, w ramach niedzielnego spaceru i nie tylko. Tu się modlili przy kapliczce, przynosili kwiaty, pili wodę ze źródełka, kiedy była zdatna do picia. Ta polana z kapliczką, krzyżem i źródełkiem jest uświęcona modlitwą wielu ludzi. Jedna z opowieści związanych z tym miejscem opowiada o cudownie uzdrowionym ze ślepoty człowieku, kiedy przemył swoje oczy w tym źródełku - mówi ks. Mateusz.
Zauważa, że do św. Jana w Wielkim Lesie ludzie od wieków przychodzili, stąd z tym miejscem wiąże się wiele legend i kawał historii, niestety nigdzie nie spisanej. Nikt też już dzisiaj nie ma pewności, który św. Jan odbierał tu najpierw cześć. Wiekowa tradycja w Wyskitnej mówi o tym, że przechodził tędy św. Jan, ale nikt nie zapamiętał który. - Prawdopodobnie mógł to być św. Jan z Dukli albo św. Jan Kanty czczony od wieków w Szalowej - mówi ks. Mateusz.
Prawdą jest, że przez Wyskitną prowadził stary węgierski szlak handlowy. Pewne i to, że dwa z cudów potwierdzonych w bulli kanonizacyjnej Jana Kantego pochodziły z pobliskiej Szalowej i dotyczyły uzdrowienia. Tradycja z kolei mówi, że ponoć św. Jan Kanty przechodził przez te wsie, udając się do swojego przyjaciela św. Jana z Dukli.
- Potem ludzie św. Jana z Wielkiego Lasu powiązali z Nepomucenem, postawili mu tutaj kapliczkę, bo to św. Jan Nepomucen zwykle czczony był przy źródełkach lub rzekach, stąd teraz chodzimy do św. Jana Nepomucena, ale dawniej ludzie przychodzili tutaj po prostu do św. Jana - tłumaczy ks. Mateusz.
Pielgrzymka od kilku lat odbywa się z udziałem banderii konnej. Beata Malec-Suwara /Foto GośćPielgrzymka z roku na rok nabiera rozmachu. Zjeżdżają się na nią ludzie z okolic, ale też dalszych stron, tj. Krosno, Jasło, Świniarsko, a nawet Kraków czy Włodawa. Niektórych przyprowadza tutaj zapach dzieciństwa. Taki przywiódł tu z tym roku panią Monikę z Krakowa.
- Wychowałam się w Wyskitnej u dziadków, tutaj spędziłam dzieciństwo, tutaj chodziłam do przedszkola i przyjeżdżałam na wakacje. Do tego lasu dziadek zabierał mnie na grzyby i przyprowadzał do kapliczki św. Jana. Zapach tego lasu to zapach mojego dzieciństwa. Zostanie ze mną za zawsze. Moim marzeniem było tutaj przyjechać - mówi.
Na tegoroczną biesiadę wieńczącą jubileuszową pielgrzymkę panie z Koła Gospodyń Wiejskich z Wystkitnej przygotowały m.in. 700 pierogów i bogracz. Beata Malec-Suwara /Foto GośćOd kilku lat w pielgrzymce bierze udział banderia konna i wiele osób włącza się w jej organizację. Na tegoroczną biesiadę wieńczącą jubileuszową pielgrzymkę panie z Koła Gospodyń Wiejskich z Wystkitnej przygotowały 700 pierogów (ulepiły je w dwie godziny), potężny kocioł bogracza - to wymyślone przez nie danie z mięsem, pieczarkami i lanym ciastem, napiekły ciast, przygotowały napoje. Nie brakowało także pieczonej na ognisku kiełbasy. Wiele innych atrakcji czekało tutaj także na pielgrzymów. Będzie można poczytać o tym w jednym z najbliższych numerów tarnowskiego wydania papierowego "Gościa Niedzielnego".