O tym, czym jest wolontariat i jakie dobro z niego wynika, mówi Martyna Witecka ze Świniarska, przebywająca już w Peru.
Oddaje pani cząstkę swojego życia innym w ramach wolontariatu. Dlaczego?
Nie chcę w swoich wypowiedziach brzmieć zbyt górnolotnie, gdyż bycie wolontariuszem to proste rzeczy. Czasem jest to zrobienie zakupów, podwózka, niekiedy tygodnie przygotowań do czegoś większego lub zwykła rozmowa. W tym wszystkim chodzi o czas i o to, na co chcemy go przeznaczyć. Bardzo dużo już otrzymałam i jestem naprawdę wdzięczna, ale nie ukrywam, chcę więcej, a kiedyś słyszałam, ze dobro pomnaża się, kiedy się je dzieli. Więc chcę tę cząstkę mojego życia właśnie tak spożytkować.
Dobro dzielone z innymi i dla innych wraca. Na jakie efekty pani liczy?
Trudno powiedzieć, co chcę osiągnąć, bo już nie raz moje oczekiwania brutalnie zderzały się z rzeczywistością. Niemniej, fajnie byłoby wynieść z tego doświadczenia więcej pokory, pokoju, rozwoju i potrzeby ciągłego nawracania się. A wolontariat to świetne miejsce, by przekonać się, że takie działanie sprawia również ogromną satysfakcję. Ponadto, wolontariat to wspólnota. Potrzebujemy innych ludzi, by nie żyć tylko dla siebie. Musimy być dla siebie nawzajem. Już nie raz doświadczyłam tego, jak bardzo drugi człowiek jest nam niezbędny, żeby wzrastać.
Wolontariat ma charakter misyjny. Jaki wpływ na decyzję o wyjeździe miała dla pani wiara?
Ona jest fundamentem mojej decyzji. Chcę podkreślić też, że to Kościół jako pierwszy "zaraził" mnie ideą wolontariatu oraz pokazał i zachwycił mnie swoją misyjnością. Sądzę, że bez tych rzeczy, sama nie miałabym na tyle odwagi i nigdy nie zdecydowałabym się na wyjazd.
Martyna Witecka pochodzi ze Świniarska. Jest wolontariuszką Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego "Młodzi Światu". Do Peru pojechała na początku września z koleżanką Weroniką Dudą. Obie będą pomagały w salezjańskim centrum edukacyjnym i parafii w Monte Salvado w Peru.