Ewangelię wg św. Jana rozpoczyna uroczysty tekst poetycki, nazywany najczęściej Prologiem. Jest to swoiste wprowadzenie do czwartej Ewangelii.
Swoi Go nie przyjęli
Po wzmiance o Janie Chrzcicielu Ewangelista znów zwraca uwagę na Jezusa (J 1,9-11). Stwierdza, że od stworzenia „Słowo” jest wewnętrznym światłem każdego człowieka. Pozwala mu zrozumieć samego siebie i ukazuje sens istnienia. Ewangelista odpowiada więc na pytanie, które zawsze zadawali sobie ludzie: „Jaki jest sens naszego życia?”. Ewangelista odpowiada: „Sensem tym jest Jezus Chrystus, który jest «Słowem»”. W Nim znajdziemy prawdziwe objawienie Boga oraz pełnię życia. Podkreśla jednak, że osiągniemy ją tylko dzięki wierze, do której wezwani są wszyscy ludzie. Ci, którzy wierzą, iż Jezus jest Chrystusem, Zbawicielem i Objawicielem, związali się z Nim i dzięki temu stali się dziećmi Bożymi (J 3,15; 6,40.47; 20,31).
Świadomość bycia stworzonym winna skłaniać każdego człowieka do uznania Słowa. Tymczasem świat nie przyjmuje Tego, który jest Prawdziwą Światłością. Świat nie przyjmuje Tego, który oświeca człowieka. Świat nie przyjmuje swojego Stwórcy. Przyjście Słowa na świat nie spowodowało żadnej zmiany, nie wywołało żadnej reakcji, nie stworzyło żadnej przestrzeni dla tego Światła.
Jak wyrzut brzmią słowa prologu: „Swoi Go nie przyjęli” (J 1,11). Jan podkreśla to, używając formuły greckiej ta idia, co dokładnie można oddać jako: nie przyjął Go „swój, własny, osobisty”. Nie przyjęli Go swoi, można by rzec – domownicy, najbliżsi, krewni.
Moc dla tych, którzy Je przyjęli
Przez akt wiary w Słowo człowiek staje się dzieckiem Boga. Rodzi się on ze Słowa, które go wzbudza do życia i z Nim się jednoczy jako jego pierwiastek ożywczy. W ten sposób człowiek jest w ścisłym znaczeniu zrodzony, a nie tylko stworzony. Do prawdziwego życia zatem nie jest powołany przez siły naturalne (krew), nie ukształtował się za sprawą zjednoczenia ciał, swojej egzystencji nie zawdzięcza ludzkiej woli. Człowiek jest narodzony, gdyż żyje w Słowie.
Ewangelista podkreśla znaczenie wiary w Jego imię. Imię jest przeciwieństwem nieznanego. Imię pozwala ustalić, kim jest dana osoba. A zatem, jeśli Słowo przyszło pod imieniem, to „swoi” powinni Je rozpoznać. Jan jednak podkreśla, iż nie wystarczy znać imię Słowa, znać pełnioną przez Nie rolę (iż jest Mesjaszem, Synem Człowieczym). Trzeba w Nie uwierzyć. „Swoi Go nie przyjęli”, bo nie uwierzyli w Nie. Natomiast w tych, którzy Je przyjęli, to imię dokonało przemiany. „Wierzący w imię Jego” zostali przemienieni. „Wszystkim tym […], którzy Je przyjęli, dało moc, aby stali się dziećmi Bożymi” (J 1,12).
Stało się Ciałem
Stwierdzenie: „Słowo stało się ciałem” (J 1,14) – wydaje się być najważniejszym wersem w hymnie. Odwieczne „Słowo” weszło w czas świata i w historię człowieka. Zamieszkiwanie Boga między ludźmi jest przedstawione przy pomocy biblijnego obrazu rozbicia namiotu pośród obozowiska. Jest tu jakieś nawiązanie do namiotu, który został zbudowany na pustyni, na miejsce pobytu Boga pomiędzy Izraelitami (Wj 25,8). „Słowo”, stale obecne w świecie, który zawdzięcza Mu swe istnienie, objawiało wielkość i majestat Boga. Przybrało postać ludzką: stało się ciałem, człowiekiem. „Słowo-Bóg”, przyszło na ziemię, aby uczynić z wierzącego ludu dzieci Boże i aby zaprowadzić je do Ojca.
Aby móc być rozpoznanym, Przedwieczne Słowo wcieliło się: „Słowo ciałem się stało” (J 1,14). Podkreślając przyjęcie przez Słowo ciała, autor zwraca uwagę na solidarność Słowa z człowiekiem. Ciało bowiem staje się wspólną substancją Przedwiecznego Słowa i stworzonego człowieka. Ciało w ujęciu biblijnym oznacza całość człowieka. Przedwieczne Słowo godzi się na ograniczoność ciała. A przecież człowiek jako sarks („ciało”) jest oddalony i różny od Boga, występuje w opozycji do Niego. Przeciwstawienie bierze się z tego, że człowiek jest ciałem, a Bóg – duchem (Rdz 6,3; Hi 10,4-5). Stąd też prorok Izajasz podkreśla: „Wszelkie ciało to jakby trawa, trawa usycha, więdnie kwiat, gdy na nie wiatr (duch) Jahwe powieje; słowo Pana trwa na wieki” (Iz 40,6-8; por. Jr 17,5; Ps 56,5; 78,39; 103,24-16).
Ciało oznacza słabość, duch zaś moc. Słabość jest naturalną cechą ciała, a moc – naturalnym przymiotem ducha. Ciało oznacza przemijalność i śmiertelność. Człowiek jako ciało jest bytem skazanym na śmierć, zniszczenie, zepsucie: „Wszelkie ciało starzeje się jak odzienie, i to jest odwieczne prawo: na pewno umrzesz” (Syr 17,17). Natomiast Bóg jest „Bogiem żywym”.
Według J 1,14, Przedwieczne Słowo Boga jest nieprzemijalne. „Słowo Boga naszego trwa na wieki” (por. Iz 40,8). I to Przedwieczne Słowo staje się ciałem, czymś podatnym na zniszczenie, poddanym śmierci. Słowo Przedwieczne zgodziło się na słabość i śmiertelność, która przynależy do cielesności. To akt głębokiej solidarności z ludźmi, Słowo przyjęło kondycję „ciała”. „Absolutny boski byt łączy się z przygodnym bytem ludzkim”[5].
Oto Słowo stało się „czymś ze świata”, dostępnym dla zmysłów, ograniczonym i przemijalnym. Zgodziło się na „stawanie się” w określonych warunkach, w konkretnym czasie i miejscu. Przedwieczne Słowo w ten sposób weszło w sposób widzialny w dzieje ludzkości. Jest to punkt zwrotny w historii zbawienia. Otwiera ludzkości ostateczną możliwość zbawienia. To „historyczne objawienie Boskiego Logosu w ciele dokonuje się ze względu na sytuację rodzaju ludzkiego, który zamknął się przed światłością świecącą w ciemności (J 1,5). Teraz więc jeszcze raz zaoferowane zostaje ludziom Boże światło i zbawienie, i to w sposób szczególny i niepowtarzalny, gdyż Logos, który jest światłem i życiem ludzi (J 1,4), sam staje się człowiekiem – jako taki mieszka wśród ludzi”[6]. Znamienne, iż od tego momentu ewangelista nie wspomina o Słowie. Rozpoczyna się misja Jezusa.