Ojciec Maksymilian Jeleń jest pierwszym Polakiem, który otrzymał święcenia kapłańskie we franciszkańskiej wspólnocie Synów Niepokalanej i św. Franciszka.
Ojciec Maksymilian Jeleń pochodzi z mościckiej parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Tarnowie. 8 września tego roku przyjął święcenia kapłańskie, których udzielił mu bp Precioso Cantillas, ordynariusz rzymskokatolickiej diecezji Maasin na Filipinach. Jest trzecim z kolei kapłanem wyświęconym w nowo powstałej wspólnocie Katolickiego Stowarzyszenia Wiernych „Synowie Niepokalanej i św. Franciszka” i jak dotąd - jedynym Polakiem. W minioną niedzielę w swojej rodzinnej parafii odprawił Mszę św. prymicyjną i udzielił prymicyjnego błogosławieństwa swoim bliskim.
Jak mówi, wiele swojej rodzinie, ale też rodzinnej parafii zawdzięcza. - Mniej więcej na rok przed maturą zacząłem bliżej rozeznawać swoje powołanie. Był to czas zbliżenia do Pana Jezusa i Matki Bożej, duchowego nawrócenia. Za pośrednictwem Maryi - Królowej Polski, patronki naszej parafii, otrzymałem wiele łask, w tym swoje powołanie do życia zakonnego - mówi o. Jeleń.
Śladami św. Franciszka
Myśl ta nie przyszła jednak od razu. Raczej planował, że zostanie mężem i będzie miał dzieci. Jednym z kamieni milowych na drodze jego powołania stała się wizyta ojców franciszkanów z Wieliczki w jego rodzinnej parafii. Zapraszali wtedy do wyjazdu na rekolekcje do Asyżu „Śladami św. Franciszka” we Włoszech. Pojechał. Tam natknął się na formującą się we Włoszech franciszkańską wspólnotę Synów Niepokalanej i św. Franciszka, ojca Stefano Manelli i jego książkę „Pójdź za mną”.
- W parę godzin przeczytałem ją od deski do deski i pod jej wpływem zacząłem myśleć o zakonie. Niemal od razu wiedziałem, że właśnie taka wspólnota starająca się wcielać w życie wiernie nauczanie św. Franciszka i św. Maksymiliana Marii Kolbego w ślubie całkowitego poświęcenia się Maryi, to jest to, czego szukałem. Ostatni rok był tylko czasem wzrastania, głębszego rozeznawania i przygotowań, także nauki języka włoskiego - opowiada kapłan.
Po tym roku, 9 lat temu, zdecydował się na wyjazd do Włoch i wstąpienie do wspólnoty. - Oczywiście, że to nie była łatwa decyzja. Wymagająca ofiary także ze strony moich rodziców, którym jestem dozgonnie wdzięczny za miłość, za troskę, za pomoc i wsparcie, za to, że pomimo pytań i niepewności zawsze byli przy mnie. Pewnie, że chcielibyśmy być fizycznie blisko siebie, ale też widzę, że Pan Bóg wynagradza ofiary, a więzi z rodziną stają się mocniejsze, bardziej duchowe - wyznaje o. Maksymilian.
Ojciec Maksymilian nosi granatowy habit z doszytym do niego medalikiem Niepokalanej. fot. Mariusz Kasiński /parafia MościceLecimy tam, gdzie Ty chcesz
- Praktycznie oddałem się w ręce Maryi, zawierzając Jej siebie, by to Ona mnie prowadziła, a Ona zawsze prowadzi nas do Jezusa. Dla mnie to wszystko było nowe, coś czego nigdy bym się nie spodziewał, aczkolwiek kiedy człowiek odnajduje swoje miejsce, ma w sobie przekonanie, że właśnie w ten sposób chce służyć Panu Jezusowi, odnajduje swoją perłę, skarb, powołanie, swoją drogę, to już ani odległość, ani nieznajomość języka nie mają tak dużego znaczenia, nie paraliżują, nie hamują. Wielu doradzało mi wtedy, żebym jeszcze pomyślał, postudiował jakiś kierunek przez rok, wybrał zakon z tradycjami gdzieś bliżej, może seminarium w Tarnowie, zastanowił się, zobaczył, ale ja wiedziałem, gdzie iść i co robić. Tę pewność odczytuję jako ogromną łaskę otrzymaną za przyczyną Matki Bożej. Ta ufność pozwoliła mi odważnie nastawić ster na wolę Bożą, postawić krok, powiedzieć Maryi: „Lecimy tam, gdzie Ty chcesz” i to wystarczyło - mówi o. Maksymilian.
Jak św. Maksymilian
Dzisiaj nie wyobraża sobie innej drogi dla siebie, że mógłby być gdzie indziej szczęśliwy. Widzi, jak wszystko Bóg dla niego zaplanował. Począwszy od imienia z chrztu, które wybrała dla niego mama, po zakonne, które wybrali dla niego przełożeni.
- Zawsze podobało mi się moje imię Marcel, było nie tylko oryginalne, ale też tato nieraz zwracał się do mnie „Marcelino, chleb i wino” - tytułem filmu, który wielokrotnie oglądaliśmy wspólnie. Jego bohaterem jest włoski chłopiec o imieniu Marcelino dorastający i wychowywany w klasztorze zakonnym. Nawiązuje On szczególną przyjaźń z Panem Jezusem, który często z nim rozmawia i otrzymuje od chłopca właśnie chleb i wino, aby móc się posilić. Tradycja głosi, iż po śmierci Marcelino został wzięty osobiście przez Pana Jezusa do nieba. Teraz ja jako kapłan, służąc Chrystusowi przy ołtarzu w przemianie chleba i wina w Jego Ciało i Krew, czuję się jak wniebowzięty" - mówi o. Maksymilian.
Imię Maksymilian wybrali dla niego przełożeni. Było jedną z trzech propozycji, jakie przedstawił obok św. Franciszka i św. Antoniego, który jest jego patronem z bierzmowania.
- Przełożony uznał, że brat z Polski musi być jak św. Maksymilian. Imię to uważam za dar z nieba i dziś widzę, że od zawsze było wpisane w Boży plan. Urodziłem się w parafii pw. św. Maksymiliana, tu w Mościcach, gdzie wzrastałem, w naszym kościele też jest św. Maksymilian w ołtarzu, a zdałem sobie sprawę z tego dopiero po latach, będąc już w zakonie. Zrozumiałem zatem, że św. Maksymilian zawsze był tak blisko mnie - zauważa kapłan.
Filipińskie otwarcie
Dwa lata temu franciszkańska wspólnota „Synów Niepokalanej i św. Franciszka” otwarła placówkę misyjną na Filipinach.
- Byłem w pierwszej grupie braci, którzy tam pojechali za aprobatą tamtejszego biskupa Precioso i na jego zaproszenie. Okazał się nam bardzo przychylny i powiedział nam, że musi nas serdecznie przyjąć, bo wie, że to Maryja nas do niego przysyła. Zamieszkaliśmy w niewielkim domu przy parafii św. Michała Archanioła na wyspie Leyte. Pomagamy w duszpasterstwie, zachowując swój charyzmat życia w czystości, ubóstwie, posłuszeństwie i całkowitemu oddaniu się Matce Bożej. Rozpoczęliśmy także budowę klasztoru w górach, gdzie jest więcej ciszy. Jest on konieczny. Widzimy też, jak wielu młodych Filipińczyków zafascynowanych jest naszą duchowością - opowiada o. Maksymilian.
To właśnie z rąk bp Precioso Cantillasa o. Maksymilian 8 września otrzymał święcenia kapłańskie. Były to drugie święcenia kapłańskie w historii jego wspólnoty.
"Pójdź za mną"
Każde powołanie kapłańskie lub zakonne to wielka łaska, którą Pan Jezus obdarza swoich wybranych. - To On sam - przypomina kapłan - w tajemniczy sposób powołuje dusze, które szczególnie umiłował i pragnie, aby porzuciły wszystko i odpowiedziały w pełni na Jego nieskończoną miłość.
- Nie lękajcie się pójść za Jezusem - zachęca młodych ojciec Maksymilian. - Z wielką prostotą i ufnością zawierzcie swoje życie Chrystusowi, a On poprowadzi was w zaskakujący sposób na drodze waszego uświęcenia wedle Swego boskiego planu, który już przygotował dla każdego z nas. Tylko w pełnieniu Bożej Woli odnajdziecie autentyczne spełnienie, prawdziwą radość i trwały pokój serca! Wsłuchajcie się zatem uważnie w Jego łagodny i przyjacielski głos, który może i waszych sercach rozbrzmiewa w tym świętym i ewangelicznym zaproszeniu: “Pójdź za mną!” (Mk 10,21).