Znajduje się w kościele parafialnym w Pilźnie. Pobłogosławił je bratanek misjonarza męczennika ks. Sławomir Czuba. Namalował ks. Jacek Soprych.
W dniu 25. rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jana Czuby, 27 października, w kościele parafialnym w Pilźnie zostało odsłonięte epitafium poświęcone jego pamięci. Ufundowali je księża rodacy, a pobłogosławił je bratanek misjonarza męczennika ks. Sławomir Czuba. On również przewodniczył Mszy św., którą koncelebrowało także 16 innych księży rodaków na czele z ks. Jackiem Soprychem, rektorem tarnowskiego seminarium, który epitafium namalował, a także pilźnieński proboszcz, tarnowscy misjonarze posługujący w Kongo-Brazzaville i kapłani w Wydziału Misyjnego tarnowskiej Kurii. Uczestniczyła w niej także rodzina ks. Jana, jego przyjaciele i szkolni koledzy.
Epitafium to dzieło ks. Jacka Soprycha, rektora tarnowskiego seminarium. Beata Malec-Suwara /Foto GośćZostaję na miejscu do końca
- „Zostaję na miejscu do końca. Ta misja w Loulombo jest moja. Jest moją misją z wyboru. Jestem u siebie. Tam jest mój dom. Jestem księdzem i moje życie oddałem Bogu. Jeśli Bóg chce, abym złożył świadectwo przez moją śmierć, poniosę śmierć”. To kilka wybranych zdań ks. Jana Czuby. Nie jednak same słowa, ale potwierdzenie ich najwyższym świadectwem aż do oddania życia przez ks. Jana gromadzi nas dziś w świątyni, w której został ochrzczony, posługiwał jako ministrant, lektor, wielokrotnie celebrował Najświętszą Ofiarę - przypomniał ks. Andrzej Wolanin, proboszcz parafii Pilzno.
- Przeżyjmy tę Eucharystię w poczuciu dumy z naszego rodaka, a także w duchu lekcji męstwa i oddania sprawie Bożej, jakiej nam udzielił, oraz w nadziei, że będziemy kiedyś modlić się do Boga, wzywając wstawiennictwa ks. Jana jako błogosławionego Kościoła - zachęcał.
Większość kapłanów sprawowała tę Mszę w intencji rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego ks. Jana Czuby. Ks. Andrzej Wolanin przekonywał, że wyniesienie na ołtarze wywodzącego się z pilźnieńskiej parafii misjonarza zależy także od zaangażowania parafian z Pilzna. Beata Malec-Suwara /Foto GośćWiększość kapłanów sprawowała tę Mszę w intencji rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego ks. Jana Czuby. Ks. Andrzej Wolanin przekonywał, że wyniesienie na ołtarze wywodzącego się z pilźnieńskiej parafii misjonarza, który poniósł męczeńską śmierć w Loulombo 27 października 1998 roku, zależy także od zaangażowania parafian z Pilzna. Zachęcał ich do modlitwy w tej intencji, ale także głębszego poznawania jego życia, opowiadania innym o jego wierze, zwłaszcza dzieciom i młodzieży.
Nie wystarczy w życiu wiedzieć, kiedy będzie lało
Głoszący homilię ks. Krzysztof Czermak, wikariusz biskupi ds. misji, zachęcał do odczytania decyzji ks. Jana Czuby o pozostaniu na misji do końca w kontekście czytanej Ewangelii o tym, jak Jezus nauczał tłumy, że nie wystarczy w życiu wiedzieć, kiedy będzie lało, ale trzeba jeszcze umieć rozpoznać obecny czas, by nie stać się obłudnikiem.
- "Zostaję na miejscu do końca" - to jest jego wyznanie wiary, z którym poszedł do grobu, ale zostać do końca to też znak czasu na dziś, kiedy świat proponuje i wytwarza lobby tymczasowości, życia bez zobowiązań, życia bez wierności, życia bazującego na co rusz zmianie zdań, zmianie poglądów - przekonywał ks. Krzysztof Czermak. Beata Malec-Suwara /Foto Gość- „Zostaję na miejscu do końca” - to jest jego wyznanie wiary, z którym poszedł do grobu, ale zostać do końca to też znak czasu na dziś, kiedy świat proponuje i wytwarza lobby tymczasowości, życia bez zobowiązań, życia bez wierności, życia bazującego na co rusz zmianie zdań, zmianie poglądów - przekonywał.
- Kto jak kto, ale wy dobrze wiecie, że mógł nie wracać do Konga po swoim urlopie w ojczyźnie w 1998 roku, do czego wszyscy go namawiali, ale on ciągle powtarzał, że nie zostawi swoich parafian bez pasterza - przypomniał ks. Krzysztof Czermak.
Epitafium pobłogosławił ks. Sławomir Czuba - bratanek ks. Jana. Beata Malec-Suwara /Foto Gość- Poświęcona jemu tablica to nie tylko informacja i wmurowany dowód księży rodaków, że pamiętają. To jest znak znaku czasu - „Zostaję na miejscu do końca” - zostaję przy Chrystusie, zostaję przy wartościach, o których Jezus mówi na każdym miejscu w Ewangelii, również tej dzisiejszej, kiedy rozpoznaję ten dzisiejszy czas jako dany mi przez Boga do uświęcenia i zbawienia, by nasze życie nie było jedynie „chrześcijańskopodobne”. "Zostaję" to innymi słowy potwierdzam swój wybór. Pozostaję do końca przy wartościach nie tych, które świat promuje i niosą na manowce, ale przy wartościach, które niosą życie, przy wartościach, za które oddaje się życie. Tak jak to zrobił ks. Jan - tłumaczył ks. Krzysztof Czermak.
Ulubiony wujek towarzysz
Ks. Sławomir Czuba, bratanek ks. Jana, wspomina, że kiedy wujek został zamordowany, on chodził do drugiej klasy liceum. - Miałem 16 lat, ale tak naprawdę dopiero, kiedy zostałem księdzem, potrafiłem spojrzeć na jego śmierć z perspektywy ewangelicznej, zobaczyć ją w kontekście męczeństwa jako ukoronowania jego życia. Wcześniej to była strata ulubionego wujka, trudne doświadczenie dla całej mojej rodziny. Mojemu tacie do dziś szklą się oczy, kiedy rozmawiamy na jego temat. Każdy urlop spędzał u nas w domu. Z moim bratem służyliśmy mu do Mszy, które odprawiał w pilźnieńskim kościele. Zabierał nas w góry i zaszczepił miłość do nich. Dużo opowiadał o misjach. To wszystko pracowało we mnie, może nawet w nieuświadomiony wtedy sposób, ale z pewnością miało też wpływ na moje decyzje wyboru życiowej drogi. Towarzyszy mojemu kapłaństwu cały czas, tak jak wcześniej jako dziecku jako ulubiony wujek - mówi ks. Sławomir.