Nowy numer 17/2024 Archiwum

Pierwszy odpust w Tolle

Od 2022 roku pracuje tu ks. Paweł Turek, który został w styczniu proboszczem, a teraz przygotowywał pierwsze parafialne święto. Publikujemy jego relację.

Tolle w Republice Środkowoafrykańskiej  jest wioską, gdzie niegdyś krzyżowały się trzy drogi przecinające górzystą krainę zwaną Pende w Republice Środkowoafrykańskiej.

Przed prawie czterdziestu już laty dojeżdżali tu od zachodu tarnowscy misjonarze, a wśród nich młody wówczas ks. Mirosław Gucwa. Był czas, kiedy pomieszkiwał tu kapłan emeryt. Później wioskę odwiedzali franciszkanie z północy, a czasem w ten region zapuszczali się też karmelici od południa. Gdy rebelianci zajęli okolice, separując się od potencjalnego ataku wojska wysadzili most na potężnej rzece Pende, od której nazwany jest region, a pozostałe drogi zaminowali. Tak oto 5 lat temu teren został odcięty od komunikacji, a w konsekwencji dostępu do służby zdrowia, administracji i duszpasterstwa. W konsekwencji doświadczony misjonarz i dziś już ordynariusz tej diecezji biskup Mirosław Gucwa postanowił erygować w Tolle parafię. Posługę rozpocząłem rok temu, a 22.01.2023 biskup podczas uroczystej Mszy św. otworzył parafię, której nadał tytuł św. Jana Pawła II.

Pierwszy odpust w Tolle   Procesja. ks. Paweł Turek

Po roku posługi duszpasterskiej przypadł mi zaszczyt przygotowania pierwszego odpustu parafialnego. I nie ukrywam, że było to ciekawe przeżycie, którym chciałbym się podzielić. Zwłaszcza, że kończymy dziś Tydzień Misyjny  i modlitwą wraz z parafianami obejmowałem wszystkich, którzy z tak wielką życzliwością pomagają nam stanąć na nogi oraz za misje się modlą.

Pierwszy odpust w Tolle   Odpustowe zawody sportowe. ks. Paweł Turek

Kilka lat braku kapłana sprawiło, że zwłaszcza młode pokolenie dość relatywnie zaczęło podchodzić do spraw wiary i relacji z Bogiem, na co z pewnością wpływ miał brak obecności kapłana i sakramentów oraz posługa katechistów odznaczających się bardzo różnym zaangażowaniem, pilnością i umiejętnościami. Trzeba zaznaczyć, że katechiści to ludzie z wiosek wybrani i przyuczeni do prowadzenia nabożeństw oraz katechezy, którzy za pracę nie otrzymują wynagrodzenia.

W ciągu roku wiele udało się zrobić. Wróciły regularne sakramenty i duszpasterstwo. Kościół został odnowiony, zyskał oświetlenie i nagłośnienie oraz co najważniejsze coraz bardziej zapełnia się ludźmi.

W tym roku liturgiczne wspomnienie św. Jana Pawła II wypadło w niedzielę misyjną, a ponieważ w wiosce obok katolików są muzułmanie, różne odłamy protestantyzmu oraz sekty chciałem, by uroczystość miała też pewien aspekt misyjny czyli wyjścia do wszystkich, niezależnie od wiary czy pochodzenia etnicznego.

Uroczystości rozpoczęło sobotnie czuwanie. Nabożeństwo różańcowe. Śpiew i taniec (bez którego w Afryce nie ma liturgii) ku czci Jana Pawła II oraz adoracja Najświętszego Sakramentu. Całość trwała kilka godzin, a ku mojemu zaskoczeniu w czasie adoracji do spowiedzi przystąpiło około 70 osób, co przy uwzględnieniu, że spowiedź mieszkańców odbywała się przez cały tydzień oznacza, że byli to w większości przybyli na święto ludzie z wiosek. Niektórzy pokonali ponad 30 km i to na piechotę.

W niedzielę uroczystości rozpoczęły się o 8.00 rano. W centrum wioski zgromadziły się tłumy. Została odczytana Ewangelia, wygłoszona katecheza wyjaśniająca Słowo Boże oraz wydarzenie, które nas zgromadziło, a następnie w procesji ze świeżo poświęconym obrazem patrona parafii oraz jego relikwiami ruszyliśmy w procesji do kościoła. Odmawiany w drodze różaniec przeplatany był śpiewem i tańcami. Następnie w świątyni, gdzie relikwie i obraz Jana Pawła II zostały umieszczone na stałe rozpoczęła się Msza święta. W przeciwieństwie do Europy ludzie na słowa kazania reagują bardzo żywiołowo. Zwłaszcza wzmianki o wizycie Jana Pawła na afrykańskim lądzie, jego trosce o pokój i o rodzinę spotkały się ze śpiewnymi okrzykami uznania, charakterystycznymi dla tego regionu.

Mszę świętą i kazanie nagle zakłóciło ciekawe wydarzenie. Gdy mówiłem o trosce papieża o pokój i że jego bronią nie były kule karabinu, a paciorki różańca, nagle siedzący bliżej wyjścia z kościoła zerwali się i zaczęli wybiegać. Po chwili zorientowałem się co było tego powodem. To zaciekawione dzieci i młodzież wybiegły zobaczyć nowe zjawisko. Dokładnie w tym momencie drogą kilka metrów przed kościołem na koniach jechał szwadron muzułmańskich rebeliantów z karabinami na plecach. Z pewnością w wydarzeniu nie było żadnej prowokacji, a zbieżność czasowa nie była zamierzona przez żadną ze stron, ale może przez Boga? Podkreślę tylko, że tak licznych żołnierzy i to na koniach widziałem tu po raz pierwszy. Zwykle rebelianci w dzień przemieszczali się pojedynczo i jeśli już to na motorach z ukrytą bronią. A w większych grupach przemieszczali się lasem i raczej pod osłoną nocy.

Po Mszy świętej miały miejsce tańce i śpiewy oraz gry i zabawy z nagrodami. Mecze piłkarskie między różnymi grupami parafialnymi zarówno męskimi jak i żeńskimi to u nas już obowiązkowy punkt świętowania. Ale po raz pierwszy wprowadziłem rozgrywki w których wzięły udział wszystkie parafialne grupy, nawet te charakteryzujące się sędziwym wiekiem. Oczywiście dopasowując konkurencje do możliwości wiernych.

Była wspólna modlitwa, wspólny posiłek, wspólne tańce gry i zabawy, bo celem była wspólnota i jedność. Ale były też inne wątki, dla mnie bardzo ważne. Dzięki uroczystości liczne poświęcone dewocjonalia trafiły pod afrykańskie strzechy. Wielkim zainteresowaniem cieszył się pięciokolorowy różaniec misyjny, który przypomina o modlitwie za wszystkie kontynenty. Obrazeczki i medaliki z Janem Pawłem II, które trafiły na wiele piersi. A ponieważ pracuję wśród ludzi, którzy wyrośli w kulturze fetyszów, była to dodatkowa okazja i motywacja dla wiernych, by wyrzucić je z domu, a znaleźć miejsce na krzyż czy święty obraz. W tym miejscu chcę podziękować tym, którzy mi te różańce czy przedmioty kultu ofiarowali, zarówno w inicjatywach podejmowanych w szkołach, jak i parafiach. Wraz z parafianami modlitwami obejmujemy również wszystkich Was w różnoraki sposób wspierających misyjną działalność. I w tym tygodniu misyjnym pragnę Wam za to podziękować. W języku sango brzmiałoby to: Singila mingi na Nzapa a Bata Ala!  A po polsku dziękuję chrześcijańskim "Bóg zapłać".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy