Kolejna część listu ks. Pawła Turka z Tolle w RCA. Dziś pisze o biedzie swoich parafian.
Od czasu do czasu przygotowywałem paczki dla najuboższych. Nieraz widziałem, jak mama wysyłająca dziecko do mycia się nad rzekę, kazała natrzeć mu twarz mydłem przed domem i pozostawić mydło w domu, by dzieciak go nie zgubił. Normalne mydło w tutejszych warunkach to prawie dzienna pensja wiejskiego robotnika, więc często używa się lokalnych produktów. Afrykańskie mydło to tłuszcz z oleju palmowego zmieszany z kwasem ze zużytego akumulatora. Prawda, że niszczy skórę i ubrania, ale łatwiej niż sama woda usuwa brud i jest 10 razy tańsze.
Jak łatwo sobie to wyobrazić, ulubionym zajęciem dzieci jest gra w piłkę. I tu dokonują rzeczy niemożliwej. Bo jak można grać w piłkę w japonkach? Otóż można, bo grają. Niektórzy boso, ale na boisku jest wiele skał i kamieni, więc grają w japonkach. Może 5 proc. z nich stać na obuwie. Problemem jest zawsze piłka, ale tej na misji zabraknąć nie może. Dlatego kupuję od razu po 10-20 sztuk, bo szybko się zużywają. Czemu? Ilość kopaczy, chińska jakość piłki, boisko z wystającymi z ziemi skalistymi przeszkodami i fakt, że balon od świtu do nocy jest w użyciu. Dzieci nie powstrzymuje nawet ulewa, więc piłka długo nie wytrzymuje. Ale nawet dziurawą walczą do upadłego, aż noc rozgoni ich do domów. Nie chciałbym jednak, by ktoś pomyślał, że Afryka to błogie życie płynące na zabawie. Dzieciaki pracują w polu lub zarobkowo na równi z dorosłymi.
Właściwie sezon piłkarski to kres roku szkolnego, bo w porze deszczowej czyli od czerwca do końca września całe rodziny przenoszą się w poletka, tam też robią szałasy ze słomy i śpią. Po pierwsze jest to czas intensywnej pracy, a nadto stałą obecnością chronią plon przed zwierzyną i kradzieżami. W porze deszczowej dzieci idą do lasu, by zbierać gąsienice, które potem się suszy na ogniu, podsmażając na pokrywce od garnka. Jest to pokarm wysokobiałkowy i w porze deszczowej dzięki zbiorom „makongo” brzuszki wreszcie są syte. Bywa, że zapytany o wiek tubylec odpowie „mam 15 makongo” czyli po prostu tyle razy w życiu dzięki gąsienicom nie czuł głodu.
Raz prowokacyjnie zapytałem na kazaniu: „czy człowiek żyje aby jeść, czy je aby żyć?” Była po tym długa i burzliwa dyskusja. Trudno głodnemu mówić o szczęściu wiecznym czy uczcie niebiańskiej w odległej przyszłości.
Nie zapomnę też jednego z pogrzebów. Przed trumną leżało zdjęcie zmarłej ubogiej kobiety, przedstawiające ją leżącą na wypielęgnowanym trawniku przed szklanym blokiem. Hmm… Jakim cudem ona była w Europie i kiedy? Pytałem o to sam siebie. Potem dowiedziałem się, że w mieście robią takie przeróbki zdjęć i przywiózł je ktoś z przybyłych na pogrzeb. Komfortowy nowoczesny blok, który widniał na zdjęciu, dla biedaka z szałasu może być wyobrażeniem niebiańskiego szczęścia, zwłaszcza, że Jezus powiedział „w domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Idę przygotować Wam miejsce”.
Raz zleciłem ministrantom jakąś pracę. I co kupili sobie za zarobione pieniądze? Plakat Jezusa, które na targach czasem można dostać i jakieś chińskie perfumy, by ładnie pachnieć na Mszy św. Trzeba było widzieć ich szczęście. Czemu kupili właśnie to, a nie jedzenie, ubrania czy coś innego? Bieda czy zacofanie nie oznaczają braku duchowości, wrażliwości czy empatii. Wręcz przeciwnie. Może nawet czasem nas tym zawstydzają, bo kto lepiej zrozumie potrzebę pomocy bliźniemu i podzielenia się z potrzebującym niż ten, kto sam wie czym jest głód lub bieda? I kto bardziej pragnie iść do nieba? Bogacący się człowiek, który próbuje zbudować raj na ziemi? Czy ktoś kto nie ma prawie nic?