Nawet tam, gdzie wydaje się, że Go nie ma, On jest!
Urzekały mnie pięknem, zawsze ilekroć je mijałem, jadąc samochodem. Wyróżniały się między pasami zieleni intensywną żółtą barwą. A gdy dodać jeszcze nad nimi błękitne niebo z białymi obłokami, wówczas otrzymywało się w darze esencję sielskiego krajobrazu.
Niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, również obsiano pola rzepakiem. Długie zagony ciągnęły się niemal od kościoła pw. bł. Karoliny aż po Las Lipie. Wybrałem się na spacer, żeby z bliska przyjrzeć się żółtym łanom kwitnących kwiatów.
Każdy, choć wyjątkowy, jest podobny do sąsiednich.Już każda z wiech obsypana słonecznej barwy drobnymi kwiatkami przyciągała uwagę, a jeszcze bardziej ich niezliczona ilość. Pas słońca zaklętego w kwiatach falował delikatnie w czerwcowym upale unosząc nad sobą intensywny zapach, który wabił tysiące owadów skuszonych obietnicą nektarowej uczty.
Tysiące kwiatów.Pole, które obserwowałem, wyróżniało się samotnie rosnącym w środku dębem, dumnie unoszącym swoją zieloną koronę nad morzem żółci. Nad głową lazurowe niebo. Było cicho, a jednocześnie gwarnie, jeśli przyłożyło się ucho do żółtej piany kwitnących roślin.
W jednym miejscu ktoś wydeptał przez pole ścieżkę, przez którą skracał sobie drogę do następnej dróżki. Dzięki temu można było zajrzeć do wnętrza rzepakowych łanów. Zobaczyć to, co jest poniżej falującego złota.
Wydeptana ścieżka odsłania tajemnicę.Cienkie łodygi i liście rzucały niewielki cień. Królowała tutaj całkowicie zieleń, jakby oddzielona od tego, co błyszczało w górze. Nie słychać też było owadów, których nie interesował zielony gąszcz. Tam, gdzie ludzkie stopy wydeptały sobie drogę, widać było nagą ziemię, która o tej porze miała barwę ochry, a konsystencję względnie spokojnego gliniastego pyłu.
Zastanowiła mnie jednorodność przestrzeni. Do wnętrza pola nie miały dostępu inne niż rzepak rośliny. Jeśli już jakieś można było zobaczyć, jak chociażby białego bratka z żółtą plamką w środku, to tylko na obrzeżach i miedzach okalających rzepakowe królestwo. Tam życie roślin objawiało całą swoją różnorodność i odmienność.
Inne rośliny, jak bratek, mogą rosnąć tylko na miedzy.Najbardziej jednak przykuł moją uwagę dźwięk, który unosił się gdzieś z wnętrza rzepakowego pola. Był inny niż uspokajający, jednostajny szmer owadzich skrzydełek. Ów dźwięk przypominał tarcie patykiem po tarce. Był chropowaty i niepokojący. Nie można było dojrzeć, kto go wydawał, choć wiedziałem, że nie kto inny, ale sam derkacz, najbardziej skryty polny ptak, poruszał się gdzieś między łodygami rzepaku.
Nawet tam, gdzie wydaje się, że Go nie ma, On jest!Wiele dni po tym spacerze przyszła mi myśl, że tak piękny widok kwitnącego żółto pola kryje w sobie mroczną tajemnicę. Czy nie tak wygląda właśnie społeczeństwo totalitarne, w którym mogą żyć jedynie niektórzy, dostosowani, jednakowo wyglądający i jednakowo myślący, zaprogramowani przez niewidzialne siły, które w polu rzepaku symbolizowały ślady wygniecione kołami traktorów wiozących rozcieńczoną truciznę?
To środowisko musiało zostać zatrute, żeby nie pojawiła się tutaj różnorodność życia. A jednak w tej okrutnej monotonii znalazł się ktoś, kto ją burzył i sprawiał, że nawet w totalitarnym świecie możliwa jest obecność Innego. I wówczas przypomniał mi się wiersze ks. Jana Twardowskiego, dla którego różnorodny świat był dowodem na istnienie Boga.
Nie widać powietrza/ derkacza/ prawdziwych łez/ On też tak niewidzialny/ że jest