W parafii pw. św. Mikołaja w Bochni odbyła się doroczna, organizowana przez Domowy Kościół akcja "Andrzej".
Jest to już trzecia edycja wydarzenia promującego Domowy Kościół. W 2021 roku miejscem spotkania był kościół pw. św. Pawła. Rodziny z rejonu bocheńskiego, już zaangażowane w rodzinną gałąź Ruchu Światło–Życie, zaprosiły znajomych na konferencję, świadectwa i po tym wydarzeniu zawiązały się dwa nowe kręgi. Rok później spotkanie odbyło się w kościele pw. św. Jana Nepomucena. Ich owocem był kolejny nowy krąg Domowego Kościoła. Tym razem spotkanie odbyło się w bocheńskej bazylice.
– Nasze rodziny w latach wcześniejszych pozapraszały już krewnych i znajomych, stąd w tym roku zrobiliśmy inaczej. Zamiast świadectw w czasie niedzielnego spotkania, dwa tygodnie wcześniej mieliśmy możliwość zaprosić parafian na to wydarzenie, a oni mogli posłuchać tych, którzy na co dzień żyją charyzmatem Domowego Kościoła. W niedzielę 10 grudnia odbył się zaś taki dzień skupienia, na który przyszły rodziny z Ruchu, ale też ci, którzy być może poczuli w sobie jakąś iskierkę, zostali zaciekawieni – opowiadają Małgorzata i Romuald Makarewiczowie, para rejonowa Domowego Kościoła z bocheńskiego rejonu.
Małgorzata i Romuald Makarewiczowie zapalają świecę, znak obecności Chrystusa. Grzegorz Brożek /Foto GosćReszta była „po staremu”. Jak zawsze, od trzech lat, zaproszenie przyjął bp Artur Ważny, który wygłosił konferencję, a później wszystkie rodziny udały się do sali pod kościółkiem szkolnym, na kawę, herbatę i ciasto oraz długie rozmowy.
– Chciałbym dziś zatrzymać się nad dokumentem Jana Pawła II „Familiaris consortio”, który bardzo mocno wpłynął na duszpasterstwo małżeństw. Drugim, który tak silnie wpływa jest „Amoris laetitia” papieża Franciszka, który budzi też wiele kontrowersji – mówił bp Artur.
Konferencję wygłosił bp Artur Ważny. Grzegorz Brożek /Foto Gość– Kiedy tak się zastanawiałem, od czego zaczyna się małżeństwo, to pomyślałem sobie, że zaczyna się chyba od pokory. To znaczy on mówi, że chcę z tobą spędzić życie, bo sam sobie nie wystarcza, że potrzebuje ciebie, a ona odpowiada tym samym i tak się zaczyna małżeństwo. Zaczyna się zaś rozsypywać, jeśli zaczynamy mówić, czasem niewerbalnie, że nie potrzebuję cię. W pokorze i zaufaniu małżeństwo może wzrastać, budując związek na zaufaniu i przyjaźni. O tej przyjaźni chcę mówić i wpisać ją w Mszę św., w pięć momentów Mszy św., i nazywać to słowami Jana Pawła II z „Familiaris consortio”. Tak jak samoloty F16 mają zapewne jakąś instrukcję, która opisuje co trzeba robić, żeby latały, tak i małżeństwa mają instrukcję, która opowiada co robić, by razem wzbijać się w niebo, co robić, by razem dążyć do świętości, i jest to 56. punkt tej adhortacji, nazwijmy zatem tę instrukcję FC 56 – zaczął biskup Artur.
Jan Paweł II mówi z czego małżonkowie mogą czerpać motywy, źródła do swego nieustannego wzrostu, dojrzewania do świętości. W FC 56 Jan Paweł II pisze o pięciu źródłach: źródło stworzenia, źródło przymierza, źródło krzyża, źródło zmartwychwstania i znak.
– W sprawie pierwszego źródła. Małżonkowie stwarzają się nawzajem przy ołtarzu mężem i żoną. Tylko nie wolno na tym poprzestać, ale trzeba mieć ciągle świadomość, że mąż ciągle „stwarza” żonę i na odwrót, żona "stwarza" męża. To się nie stało raz. To jest ciągle i nieustannie zadanie do wykonania. „Bo to ty żono stworzyłaś mnie mężem” i „ty mężu stworzyłaś mnie żoną”. Życie przynosi różne sytuacje, że szata męża czy żony jest coraz to bardziej przykurzona, zabrudzona, coraz mniej jednoznaczna. Małżonkowie potrzebują wzajem swojej miłości, by dalej być mężem, dalej być żoną. Bo to nie jest tak, że ślub i wystarczy. Domowy Kościół jest taką szansą, dobrym narzędziem, by siebie na co dzień nawzajem stwarzać – przypominał biskup.
Agata i Michał Krasoniowie. Grzegorz Brożek /Foto GośćJak informuje Małgorzata Makarewicz i na obecnym spotkaniu w bazylice i późniejszym poczęstunku pojawiły się pary małżeńskie, które wstępnie deklarują chęć zaangażowania się w Domowy Kościół. Dlaczego?
Agata i Michał Krasoniowie są już w DK niemało lat. – To trwa obecnie już 10. rok. Wyszliśmy z młodzieżowej gałęzi ruchu Światło–Życie. Potem były studia, małżeństwo, mieszkaliśmy w Nowej Hucie i z czasem czegoś zaczęło nam brakować, żyliśmy w poczuciu tymczasowości. Wróciliśmy wreszcie do Bochni i tu weszliśmy do Domowego Kościoła. Po co? Żeby mieć własną drogę, która daje też głęboki pokój w sercu. Nam się nic złego nie stało. Nie przeżyliśmy jakiegoś wielkiego dramatu, który zwróciłby nad do Boga. Nie znaczy to jednak, że nie ma mniejszych rzeczy, które szarpią. Domowy Kościół prowadzi nas Bożą ścieżką, i daje poczucie głębokiego pokoju – mówią Krasoniowie.
Lidia i Krzysztof Bielowie. Grzegorz Brożek /Foto GośćLidia i Krzysztof Bielowie są małżeństwem, które do Domowego Kościoła przyszło w czasie pierwszej akcji „Andrzej”, dwa lata temu. Lidia, jak mówi, szukała czegoś dla siebie. Krzysztof szedł za nią. – Chciałam być w jakiejś wspólnocie, zwłaszcza, że jeszcze w Krakowie, byłam w Neokatechumenacie. Miałam takie poczucie, że nam, jako małżeństwu brakuje pogłębiania wiary we wspólnocie – mówi Lidia. – Pojawiły się też dzieci, i chcieliśmy, by dzieci wzrastały w takim środowisku, w takim światopoglądzie, w takich przekonaniach, w jakich my żyjemy – dodaje Krzysztof. Sami przyznają, że najtrudniejsze są przynajmniej na początku drogi, zobowiązania. Mówią, że robią co się da. – Zdecydowanie, z perspektywy tych dwóch lat, już wiemy, że wiele skorzystaliśmy. Na przykład dialog małżeński, coś bardzo cennego. Wcześniej tego nie było. Oczywiście rozmawialiśmy, ale teraz wreszcie możemy się usłyszeć – zachwalają Bielowie.