Nowy numer 17/2024 Archiwum

Dwie zupy naraz

Ksiądz Maksymilian Wójtowicz jest michalitą, pochodzi z Dulczy Wielkiej. Drugi rok prowadzi Oratorium im. bł. Bronisława Markiewicza.

W niedzielę 4 lutego gościł w parafii w Dębicy-Latoszynie, gdzie dzielił się z wiernymi refleksją nad słowem Bożym, a także opowiadał o dziele, które przyszło mu prowadzić, o problemach dzieci i młodzieży. Ośrodek, którym kieruje, prowadzi Stowarzyszenie Opieki nad Dziećmi Opuszczonymi.

- Toruń, gdzie pracuję, jest dość dużym miastem. W każdym większym ośrodku jest niemało dzieci, które nie mają pełnych rodzin. To jest ośrodek, do którego codziennie przychodzi od 50 do 90 osób, dzieci i młodzieży w wieku od 6 do 18 lat, którzy są uwikłani w różnego rodzaju nałogi, pochodzą z rodzin, gdzie panuje alkohol, gdzie są narkotyki, używki. Niestety, szczególnie ci starsi z naszych podopiecznych z tego już korzystają. W naszym ośrodku wszyscy, którzy przychodzą, otrzymują pomoc w nauce, bezpieczną i przyjazną przystań, wsparcie terapeutów, pedagogów, i - mam nadzieję – jakiś wzorzec życia, który spowoduje, że będą chcieli dla siebie czegoś lepszego - mówi ks. Maksymilian Wójtowicz.

Kiedy przełożeni powierzyli mu kierowanie ośrodkiem, nie za bardzo chciał, bo dobrze czuł się w duszpasterstwie parafialnym. W Dębicy-Latoszynie podzielił się z wiernymi impulsem, który zmienił jego podejście.

- Pierwszym było wydarzenie w ośrodku. Robiliśmy coś przy rynnach, to było zaraz jak przyszedłem do tego ośrodka. Podeszła młoda dziewczyna i mówi, że szuka księdza dyrektora, bo chciałaby tutaj przyjść jako pomoc wolontaryjna. Usłyszałem od niej krótką historię. „Proszę księdza, przez ostatnie 9 lat uczęszczałam do tego ośrodka. Teraz dostałam się na studia pedagogiczne w Bydgoszczy. Mój tato był alkoholikiem, odebrał sobie życie. Mama była alkoholiczką, poszła na detoks i wyszła z tego. Nie weszłam w te używki i chciałabym się odwdzięczyć za pracę wykonaną tu w ośrodku przez socjoterapeutów, psychologów, również księży, i chcę przychodzić pomagać, bo znam to środowisko, problemy, język moich kolegów i koleżanek, a jestem dobra z matematyki, więc chciałabym pomagać w odrabianiu zajęć domowych właśnie z tego przedmiotu” - mówi ks. Maksymilian.

Było i jest wielu ludzi, którzy zauważają celowość funkcjonowania ośrodka, wartość pracy i pomocy, którą ofiaruje się tu dzieciom i młodzieży.

Rodzina dysfunkcyjna jest jednym z fundamentów problemów wychowawczych, szkolnych, rówieśniczych, podejmowania przez dzieci i młodzież ryzykownych zachowań. Ale dzieci i młodzież z tak zwanych zdrowych rodzin miewają podobne kłopoty. - Niedawno mieliśmy w mieście tragiczne wydarzenie - niespełna 18-letnia dziewczyna odebrała sobie życie. Zostawiła notatki, z których wynikało, że nie poradziła sobie z ogromnym hejtem, który się na nią wylał. Myślę sobie, stykając się z takimi wydarzeniami, że za mało jako dorośli interesujemy się tym, jak toczy się życie dzieci. Myślę, że rodzice dziś muszą z dziećmi rozmawiać, nawet jeśli młodzi nie wykazują chęci rozmowy, nie chcą tego robić. Trzeba poznać świat, w którym obraca się dziecko, trzeba interesować się znajomymi, tematami, które dziecko przegląda w internecie, zjawiskami, z którymi się styka. Mam wrażenie, że wielu młodych jest dziś samotnych w swoich rodzinach, nawet jeśli chcieliby się poradzić, pożalić, z czegoś zwierzyć albo pochwalić się jakimś drobnym sukcesem, to wielu dorosłych jest tak zajętych czy zmęczonych, że dziecka nikt nie chce słuchać. Potencjalnie to droga do prawdziwych kłopotów - mówi duszpasterz.

W Latoszynie zachęcał także wiernych do wsparcia ośrodka, w którym pracuje. - W naszym ośrodku 95 proc. dzieci nie ma pełnych rodzin. Mają albo mamę, albo tylko tatę, albo też - obok nas jest dom dziecka - przychodzą do nas z tego domu, na zajęcia, które organizujemy. Myślę, że dla naszych dzieci priorytetem jest to, że mogą przyjść i zjeść gorący, dwudaniowy posiłek. Codziennie wydajemy ich ponad 70. Nie raz byłem pod wrażeniem jak siedmiolatek czy ośmiolatka potrafią naraz zjeść dwa talerze zupy i jeszcze drugie danie. Niestety jest to świadectwo tego, z jakich rodzin pochodzą, ale zarazem świadectwo wielkiego serca wielu ludzi, dzięki którym możemy nakarmić te dzieci - dodaje ks. Wójtowicz.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy