Jak człowiek może zachwycić Boga?
Jest słoneczne popołudnie. Pogoda zachęca do wyjścia na spacer. Szybka decyzja i już idę w stronę lasu. Patrzę na pięknie snujące się chmury, łapię każdy promyk słońca, wprawiam się w błogi nastrój. Zastanawiam się, gdzie ta zima? Pod koniec lutego nie ma prawie po niej śladu. Tu niestety mój zachwyt mija. Wzdłuż ścieżki, przy potoczku zauważam ogromną ilość śmieci. W białym puchu wszystkie puszki, butelki i inne odpady były niewidoczne. Nie takiego śladu po zimie się spodziewałam.
Ten obraz nasunął mi pewne skojarzenie. Czy życie człowieka nie jest podobne do małego wysypiska? Zarzucamy nasze sumienie, nasze myśli różnorodnymi śmieciami. Gromadzimy niepotrzebne przedmioty, kupujemy coraz to więcej, chwytamy się nowoczesnych trendów, zachwycamy nowymi ideologiami. Pod zewnętrznymi pozorami tworzymy strefę komfortu, w której dobrze się czujemy. Boimy się z niej wyjść, bo obnaży nasze niedoskonałości, pokaże prawdziwe oblicze. Po co to wszystko? Żeby na chwilę zaistnieć, poczuć się kimś ważnym, zwrócić na siebie uwagę, czy zatuszować przeszłość?
Tak, jak śnieg, pozory szybko znikną. Pozostanie smutny obraz rzeczywistości. Człowiek - który musi stanąć twarzą w twarz z dziećmi, które zaniedbywał. Z sąsiadem, z którym się kłóci. Z bratem, do którego dawno się nie odzywał, bo nie potrafi mu wybaczyć. Ale nade wszystko CZŁOWIEK musi stanąć w PRAWDZIE przed BOGIEM! To nie lada wyzwanie, bo co ja Mu powiem? Jak wytłumaczę zgubne nawyki, szkodliwe przyzwyczajenia i wszystko to, co zaśmiecało moje serce, zakrywało mi oczy, wiązało ręce, niszczyło relacje z Bogiem i drugim człowiekiem?
Idę dalej, mam w sercu nadzieję, że więcej śmieci nie zobaczę. Wszystkie zanieczyszczenia przypominają mi upadki człowieka. A przecież z każdego upadku można a nawet trzeba powstać. Jeśli za wzór weźmiemy Jezusa, to jest możliwe! Tak ważne jest, aby uporządkować siebie „od środka”. Stąd moje kroki skierowałam w stronę kościoła. Weszłam na chwilę. Tak spontanicznie skierowałam wzrok na konfesjonał umiejscowiony z tyłu. Panowała cisza i taki tajemniczy nastrój sprzyjający kontemplacji. To przecież tu odbywa się powstawanie człowieka, oczyszczanie z „życiowego brudu”, stawanie w prawdzie, doświadczanie największego miłosierdzia. Tak się boimy konfesjonału, omijamy go szukając różnorodnych wymówek, a przecież bez niego nie uporządkujemy siebie od środka. Za świętym Janem Pawłem II „Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków i ciągle na nowo się nawracać" (Homilia, Skoczów, 1995 r.). Do pięknego życia tak niewiele trzeba, wystarczy zgoda, wzajemna życzliwość. Mały kawałek błękitnego nieba i w sercu pokój, a między ludźmi miłość.
Jest to wyzwanie zarówno na tu i teraz jak i na wieczność. Po śmierci każdy z nas stanie w PRAWDZIE. Oby Bóg się nami zachwycił!