Na Górze Śmierci odbyły się uroczystości upamiętniające 80. rocznicę likwidacji hitlerowskich obozów pracy przymusowej w Pustkowie.
Nie możemy odmienić już tego, co się tu wydarzyło, odwrócić historii tego miejsca, ale możemy sprawić, aby pamięć trwała. Jeśli zapomnimy, to tak jakby obozowi więźniowie umarli po raz drugi - przekonywał ks. Mariusz Maziarka, proboszcz z Brzeźnicy, który przewodniczył Mszy św. sprawowanej także z innymi kapłanami na Górze Śmierci w Pustkowie.
Eucharystią rozpoczęła się tam 24 kwietnia doroczna uroczystość religijno-patriotyczna upamiętniająca ofiary utworzonych tu przez hitlerowców obozów pracy przymusowej, a działających w latach 1940-1944. W tym roku szczególna, bo w 80. rocznicę ich likwidacji i w 60. powstania tu głównego pomnika ku czci pomordowanych.
Ks. Mariusz Maziarka dziękował wszystkim, którzy są strażnikami pamięci tego, co się wydarzyło w tym miejscu i dzięki którym Góra Śmierci ze swoją trudną i okrutną historią staje się też co roku górą jedności i modlitwy za tych, którzy przeżyli tu piekło, a my wierzymy, że stała się dla nich nie tylko Górą Śmierci, ale także górą zmartwychwstania.
Jak tłumaczył Marian Matkowski, opiekun Ekspozycji Historyczno-Dydaktycznej przy Górze Śmierci, likwidacja obozów pracy przymusowej nie oznaczała wcale dla ich więźniów wolności. Zostali stąd przewiezieni do różnych obozów koncentracyjnych na terenie Rzeszy i Śląska. Mówił także i o tym, jak trudno wciąż doliczyć się liczby ofiar tego miejsca. Szacuje się, że zginęło tutaj co najmniej 15 tys. osób różnej narodowości, ale najnowsze poszukiwania i badania, także archeologiczne, niezbicie świadczą o tym, że było ich dużo więcej. Wspomniał także o pomocy, jaką organizowała dla przetrzymywanych w tym miejscu więźniów księżna Helena Jabłonowska, a jej wnuczka Zofia Jabłonowska-Ratajska skierowała do uczestników uroczystości list, dziękując im za to, że są strażnikami pamięci tego miejsca.
Na Górę Śmierci przybywają przedstawiciele rodzin ofiar, wielu instytucji i organizacji, ale także bardzo licznie pojawia się młodzież. Beata Malec-Suwara /Foto GośćHołd poległym oddała kompania honorowa Wojska Polskiego, rodziny byłych więźniów obozów pracy przymusowej w Pustkowie, przedstawiciele wojewódzkich i rejonowych kół i związków kombatanckich, dębickich Sybiraków, byłych więźniów politycznych, inwalidów wojennych wraz z pocztami sztandarowymi reprezentującymi także liczne szkoły, organizacje i instytucje z województwa podkarpackiego, parlamentarzyści i samorządowcy z tego terenu, uczniowie i nauczyciele, mieszkańcy powiatu głównie dębickiego i ropczycko-sędziszowskiego, liczna delegacja z Janowa Lubelskiego.
Przy Górze Śmierci została także otwarta czasowa, kontenerowa wystawa zatytułowana „Stolen Memory”, czyli Skradziona Pamięć, zorganizowana przez Arolsen Archives. - Mamy kilka takich wystaw, które podróżują nie tylko po Polsce, ale także po Niemczech czy Francji. Celem tej kampanii jest odnalezienie rodzin ofiar obozów koncentracyjnych, po których zachowały się depozyty. Gdy startowaliśmy z tą kampanią w 2016 roku, takich depozytów było 2500. Przez te lata udało się wiele z nich zwrócić rodzinom. W tym momencie w samej Polsce z 900 przedmiotów zostało już 650 - mówi reprezentująca instytucję Ewelina Karpińska-Morek, która także wzięła udział w uroczystości na Górze Śmierci.
Hołd pomordowanym oddała także Ewelina Karpińska-Morek z Arolsen Archives. Beata Malec-Suwara /Foto GośćTe przedmioty to najczęściej obrączki, zegarki, biżuteria, fotografie, dokumenty - to, co osoby przywożone do obozów miały przy sobie, a wraz z pozbawieniem ich wolności i tożsamości, odzieraniem z godności, zostało im zabrane. Ktoś powie, cóż znaczy jakiś mały zegarek wobec skradzionych w czasie wojny chociażby dzieł sztuki, ale dla pojedynczych rodzin taka pamiątka po zamordowanym w obozie koncentracyjnym przodku, który nie ma nawet swojego grobu, jest jak relikwia, traktowana z największą czcią.
- Mamy wśród depozytów bardzo wiele medalików na łańcuszkach, są różańce. To bardzo poruszające, jeśli sobie uświadomimy, że ktoś z tym różańcem przybył do obozu, modlił się na nim i zostało mu on zabrany, a teraz może wrócić do rodziny. To jest bardzo wzruszający moment dla tych rodzin - zauważa Ewelina Karpińska-Morek.
Celem instytucji jest nie tylko oddanie rodzinom skradzionych w czasie wojny przedmiotów należących do ich przodków - ofiar obozów. - Sprawą kluczową dla naszej instytucji jest pamięć, wielokrotnie podczas dzisiejszych uroczystości przywoływana. W pierwszych latach po wojnie naszą rolą było łączenie rodzin rozdzielonych wojną i dokumentowanie zbrodni. Teraz skupiamy się głównie na badaniu i odtwarzaniu losów ofiar niemieckich prześladowań oraz przywracaniu im pamięci. Realizujemy również wiele projektów edukacyjnych i kampanii społecznych - tłumaczy Ewelina Karpińska-Morek. .
- Często rodziny nie zdają sobie sprawy, co spotkało ich bliskich w obozach. Niektórzy więźniowie byli przenoszeni z obozu do obozu, o czym nie zawsze bliscy wiedzieli. Dzięki działaniom, które podejmujemy wspólnie z wolontariuszami w ramach kampanii#StolenMemory, losy tych osób udaje się nam wspólnie odtworzyć i zwrócić ostatnie pamiątki oraz dokumenty - dodaje.
Ważniejsze od kontenerowej wystawy jest to, do czego ona zachęca, a zatem poznawania historii członków swoich rodzin i możliwości odzyskania rzeczy skradzionych im w momencie, kiedy trafili do obozu. Beata Malec-Suwara /Foto GośćJak to się dzieje? Instytucja stworzyła potężną bazę online, która zawiera większość z 30 mln dokumentów będących w jej posiadaniu. Wpisując w wyszukiwarkę nazwisko czy miejsce pochodzenia, można już samemu wiele się dowiedzieć, ale losy naszych bliskich może także odtworzyć dla nas Arolsen Archives.
- Trzeba jedynie zwrócić się do nas z takim wnioskiem online, a my przeprowadzamy pełną kwerendę bezpłatnie. Wniosek wypełnia się w języku polskim. Należy jedynie uzbroić się w cierpliwość, bo zainteresowanych losami swoich bliskich jest bardzo wielu. Zdarza się, że rocznie napływa do nas 20 tys. wniosków. Mimo to zachęcam do poszukiwań i odkrywania swoich rodzinnych historii. Archiwum Arolsen posiada ogromne zasoby dokumentów, warto z nich skorzystać - tłumaczy E. Karpińska-Morek.