Jerzy Madej na środku stawu wybudował kapliczkę dla Matki Bożej. Rozdał prawie tysiąc różańców.
To nic wielkiego, dzielę się tylko swoją radością i tym, co dla mnie ma wartość - mówi Jerzy Madej, członek zarządu Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego, od 37 lat prezes Tarnowskiego Klubu Strzeleckiego LOK w Tarnowie, sędzia klasy państwowej. Od bierzmowania należy do róży i modli się codziennie na Różańcu, czyli blisko 50 lat. Mieszka na samym końcu Lisiej Góry, tuż przy granicy z Zaczarniem i Żukowicami. Tu się wychował, tu zbudował dom dla swojej rodziny, a kilka lat temu kapliczkę dla Matki Bożej.
Na stawie rośnie prawdziwy tatarak i lilie wodne przywiezione w latach 80. w walizce przez babcię żony z Chicago. Będą niebawem kwitły na ciemnoróżowy kolor. Beata Malec-Suwara /Foto GośćOd dziecka marzył o stawie, więc po ślubie w 1988 roku wykopał go sobie w głębi podwórza. Rośnie w nim prawdziwy tatarak i lilie wodne przywiezione w latach 80. w walizce przez babcię żony z Chicago. - Swego czasu rozpisywały się o niej gazety, bo była pierwszą w Polsce kobietą, która została kierowcą PKS-u - wspomina pan Jerzy.
Pomnik przyrody - potężny głaz narzutowy, który przywlókł tu skandynawski lodowiec. Beata Malec-Suwara /Foto GośćWokół stawu rosną modrzewie, prawdziwy dziki bez, buki, dąb jawor, kalina, wiąz, grab, chińska metasekwoja. Obok stoi pomnik przyrody - potężny głaz narzutowy, który przywlókł tu skandynawski lodowiec. Ponad setkę innych, oczywiście mniejszych, przywiózł już sam z sanktuariów czy wyjątkowych miejsc albo poprzywozili mu znajomi - z La Salette, okolic Fatimy, Medjugorja, spod Jasnej Góry, ze Świętego Krzyża, źródeł Sanu, Złotoryi i Pucka, Różanego Stoku, nie wspominając już o tych z Małopolski. - Gdziekolwiek jechałem z młodzieżą na zawody i odwiedzaliśmy jakieś sanktuarium, to zabierałem stamtąd kamienie - opowiada Jerzy Madej.
W pnączach porastających kapliczkę pliszki uwiły sobie gniazdo. Beata Malec-Suwara /Foto GośćTo z nich w 2015 roku zbudował kapliczkę dla Matki Bożej na środku stawu, wcześniej usypując dla niej wyspę. - Pomysł zrodził się spontanicznie 17 lat temu pod wpływem kolegi, którzy wybudował Maryjną kapliczkę w lesie w 2007 roku. Wtedy też wspólnie z naszymi żonami i jeszcze jednym małżeństwem pojechaliśmy na objazdową pielgrzymkę na Jasną Górę, do Lichenia, Lednicy, skąd zabrałem do bagażnika pierwszy kamień, Wągrowca, które jest jednym z dwóch miejsc na świecie, gdzie przecinają się dwie rzeki, a potem do Mielna, Ustki i przez Trójmiasto na Mazury, do Giżycka, na Wilczy Szaniec, Gietrzwałd. W trzy dni zrobiliśmy 2 tysiące kilometrów - wspomina pan Jerzy.
Niektóre z kamieni są podpisane. Beata Malec-Suwara /Foto GośćKiedy już uzbierał wystarczającą ilość kamieni, zaczął się zastanawiać, gdzie zbuduje swoją kapliczkę dla Matki Bożej. Jego syn zaproponował, żeby wznieść ją na stawie, więc podjął wyzwanie i pogłębiając spory już wtedy zbiornik, usypał na jego środku wyspę, wzmacniając ją ponad 15 tonami kamienia. Oczywiście nie z sanktuariów.
Dziś na wysepkę do Matki Bożej prowadzi długi pomost. Kapliczka w nocy jest podświetlona, a latem opływa ją wodna kaskada. W porastających ją pnączach pliszki uwiły sobie gniazdo. Maryję adoruje pływający po stawie łabędź Gucio. Młody. Z każdym dniem mniej szary, a bielszy i piękniejszy.
Do kapliczki prowadzi długi pomost. Beata Malec-Suwara /Foto Gość- W 100. rocznicę objawień fatimskich, w lutym 2017 roku, będąc w Złotoryi na zawodach, zobaczyłem sklep z dewocjonaliami i pomyślałem, że kupię tam zestawy różańcowe - różaniec, pudełko i rozważania - i będę je rozdawał tym, którzy odwiedzą kapliczkę. Postanowiłem też, że codziennie rano przy kapliczce odmówię dziesiątek Różańca za wszystkich, którzy dostali ode mnie różaniec, i w ich intencjach. Do tego też zachęcam każdego, komu wręczam zestaw. Potem zacząłem opowiadać o kapliczce i rozdawać różańce również tym, którzy jej nie widzieli, głównie strzelcom. Różańce mają wszyscy trenerzy strzelectwa w Polsce, najlepsi zawodnicy, olimpijczycy, większość zawodników naszego klubu - wylicza pan Jerzy.
Każdy zestaw jest numerowany. Pomaga mu je pakować wnuczka. Jeden, setny, otrzymały siostry karmelitanki z Tarnowa, których klasztor sąsiaduje z LOK-iem i trudno nie odnieść wrażenia, że wymodliły sobie takiego sąsiada, a on wdzięczny jest im, bo przekonany, że wyprosiły zdrowie dla jego córki i wnuczki. - Poprosiłem je o modlitwę, kiedy ciąża córki była zagrożona. Urodziła zdrową dziewczynkę 11 grudnia, dokładnie w 15. rocznicę przybycia karmelitanek do Tarnowa - opowiada.
Matka Boża - Madonna Strzelecka. Beata Malec-Suwara /Foto GośćZestaw różańcowy otrzymało od niego do dziś blisko tysiąc osób, wśród nich multimedalistka Renata Mauer-Różańska, a oprócz strzelców również dwóch biskupów, księża z parafii, znajomi, sąsiadki, które co niedzielę rano po drodze zabierają z żoną 9-osobowym busem do kościoła, profesorowie, sędziowie, lekarze. Wśród obdarowanych jest też osoba, którą nauczył modlić się Różańcem. Wielu zaczęło, kiedy dostało zestaw od niego. Rozdał też wiele książek opowiadających o sile tej modlitwy i mocy wiary. Sam doświadczył jej nieraz. Zwłaszcza w czasie zawodów, kiedy wydawało się, że niewiele już uda się zdziałać, on nigdy nie zwątpił, bo wie, że los potrafi odmienić się w każdej chwili.
Piękne "podwórko" Jerzego Madeja. Beata Malec-Suwara /Foto Gość- Syn kolegi strzelał na zawodach. Poprosił mnie o wsparcie. Zapomniałem o tym, bo w pracy było zamieszanie, ale coś mnie tknęło, patrzę na wyniki w komputerze, a on "za kolano" i "za leżącą" ma 28. pozycję. Siedzę przed tym komputerem i mam świadomość, że musi strzelić 200 "za stojącą", żeby wejść do finału. Trudna sprawa na
Spośród 980 osób, którym wręczał zestawy, cztery odmówiły przyjęcia daru, ale byli i tacy, którzy sami postanowili rozdawać różańce lub książeczki z Ewangelią na każdy dzień wśród swoich znajomych. Zdarzało się, że ktoś się popłakał. Kolega ze Szczecinka, którego spotkał po roku od tego, jak dostał od niego różaniec, powiedział, że to tak go zainspirowało, że od tego czasu chodzi do hospicjum, kupuje dla tych ludzi różańce i razem z nimi się modli.
Niejeden na różańcu od Jerzego Madeja wymodlił cud. No bo jak nazwać sytuację, kiedy dwukrotnie badania prenatalne wykazują u dziecka zespół Downa, a po modlitwie problem znika. Albo ktoś, kto otrzymał różaniec, chwilę wcześniej dowiedział się, że ma nowotwór trzustki z przerzutami i może 2 miesiące życia, a mijają 4 lata i żyje do dziś. Takich historii jest więcej.
Raz, będąc na zawodach w Pucku, mieszkał z zawodnikami w schronisku przy tamtejszej farze. Przez otwarte drzwi magazynu wypatrzył w nim tkany maszynowo obraz Serca Jezusowego. Żal mu się zrobiło Pana Jezusa w „rupieciarni” i zaczął dopytywać, dlaczego tam leży, i zadeklarował, że obraz odkupi. Dostał go za darmo. Nikt go nie chciał, bo ktoś pomylił na nim przędze. Na obrazie niebo jest czerwone, a Serce Jezusa i rany niebieskie. Dla Madeja było najważniejsze, żeby Pan Jezus - jakikolwiek wyszedł - w magazynie nie leżał, więc zabrał go do domu, a w zamian zostawił różańce i wrzucił datek do puszki na remont kościoła.