Kiedy jechała do swojej nowej ojczyzny, nie wiedziała, że Bóg złączy jej historię z tą ziemią tak ściśle, że Stary Sącz i ona to jedno.
Jan Paweł II w homilii podczas Mszy św. kanonizacyjnej w Starym Sączu podkreślił, że całe miasto zdaje się być sanktuarium św. Kingi, a jego mieszkańcy przez wieki byli kustoszami pamięci o świętej węgierskiej królewnie, sądeckiej księżnej i klarysce.
Już z daleka, patrząc na miasto skryte w zieleni pól i łąk, można się przekonać, że czeka nas niezwykła przygoda, którą zapowiadają wieże, świątynne dachy i mury obronne wokół ogrodu klasztornego.
Wrażenie wywiera też na odwiedzających Stary Sącz kwadratowy rynek, wyłożony kocimi łbami, z niskimi kamieniczkami, o szeroko spadających dachach, wśród których wyróżnia się Dom na Dołkach, znajdujący się tuż przy rynku.
Mieści się w nim bogate i warte obejrzenia Muzeum Regionalne, w którym już w pierwszej sali można zobaczyć artefakty związane ze św. Kingą oraz wizytą Jana Pawła II w Starym Sączu, która miała miejsce 16 czerwca 1999 roku.
Andrzej Długosz opowie wiele interesujących historii związanych z miastem, św. Kingą i rodziną prezydenta Andrzeja Dudy. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość- Posiadamy drzeworyty Jana Matejki z 1872 roku przedstawiające księżną Kingę, jej teściową Grzymisławę, męża Bolesława Wstydliwego. Mamy obraz wydrukowany z okazji 600. rocznicy śmierci bł. Kingi z 1892 roku i wiele innych przedstawień, także ludowych. Ekspozycję uzupełniają pamiątki po wizycie Jana Pawła II w Starym Sączu, który ogłosił Kingę świętą. Najwartościowszą pamiątką jest własnoręczny podpis papieża oraz pióro, którym go złożył. Papież po Mszy św. przyjechał do klasztoru, gdzie zjadł obiad i odpoczął. Złożył wtedy dwa autografy. Jeden w księdze klasztornej, drugi dla miasta Starego Sącza. Ówczesny burmistrz przekazał tak podpis Jana Pawła II, jak i pióro ze złotą stalówką do naszego muzeum. Interesującym eksponatem jest makieta ołtarza papieskiego, który dzisiaj wygląda nieco inaczej niż 25 lat temu. Ekspozycję uzupełniają pamiątki z uroczystości kanonizacji, publikacje na temat św. Kingi - opowiada Andrzej Długosz, prezes Towarzystwa Miłośników Starego Sącza, dyrektor muzeum regionalnego w Domu na Dołkach.
Architektoniczny fenomen
Razem z nim i Danutą Sułkowską, autorką książki o starosądeckich klaryskach „Za klauzurą”, zastanawiamy się nad fenomenem Starego Sącza jako sanktuarium św. Kingi. - Warto przypomnieć, że Kinga, z pochodzenia Węgierka, córka króla Beli IV z dynastii Arpadów, poślubiła księcia krakowsko-sandomierskiego Bolesława Wstydliwego. Od swojego ojca otrzymała olbrzymi posag, który już w Polsce przekazała mężowi na walkę z Tatarami, nękającymi wówczas kraj podczas najazdów. W zamian za to, jako zabezpieczenie ślubnego wiana, Bolesław zapisał jej na własność Ziemię Sądecką. Było to w roku 1257. Wkrótce po tym, choć nie znamy dokładnej daty, Kinga założyła na surowym korzeniu miasto Sącz - snuje dalszą opowieść pan Andrzej.
Stoimy razem nad makietą miasta, szukając w jego układzie architektonicznym śladów św. Kingi, jej założycielskiej myśli, którą wpisała w układ ulic i kamieniczek. Okazuje się, że ten ślad przetrwał do dzisiaj, pobudzając wyobraźnię do niezwykłych skojarzeń i dając wiele do myślenia.
Uliczka zabytkowego miasta - pomnika historii. Fragment owalnicowatego kształtu zabudowy. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość- Sącz czasów Kingi miał kształt owalnicowy z kościołem parafialnym w centrum. I do dzisiaj zachował się wyraźnie ten układ. Sto lat później, w 1357 roku, ksieni Konstancja zmieniła go, stosując założenia architektoniczne wynikające z prawa magdeburskiego. Powstał wówczas kwadratowy rynek, od którego rozchodziły się prostopadle ulice. Taki układ nazywamy szachownicowym. Dzisiaj współistnieje z tym starszym, owalnicowym z czasów św. Kingi - mówi dyrektor muzeum.
Miejski kosmos
Niezwykle interesujące jest to, że w centrum miejskiej owalnicy Kinga nie nakazała postawić jakiegoś budynku administracji miasta, ale kościół parafialny. Chciałoby się widzieć w tym zamyśle architektonicznym próbę naśladowania Boga w Jego dziele stwórczym, a zarazem oddanie w przestrzeni zależności między Stwórcą i stworzeniem. Owalnicowy plan miasta widziany z góry, dzięki makiecie w muzeum, przywołuje model planetarny, z kościołem - słońcem w centrum, i ziemskim życiem ludzkim biegnącym wokół świątyni. Choć z drugiej strony, Kinga żyła jeszcze w czasach przedkopernikańskich… Myśl, że jej miasto naśladuje kosmos stworzony przez Boga, a zarazem wyraża prawdę o Jego centralnym miejscu w życiu człowieka, jest niezwykle frapująca. Interesujące jest również to, że Kinga postanowiła, by kościół parafialny był pod wezwaniem jej ciotki, św. Elżbiety Węgierskiej, siostry jej ojca Beli IV. To z kolei znak, że żyła w rodzinie świętych, o czym 25 lat temu mówił Jan Paweł II.
Kościół pw. św. Elżbiety Węgierskiej - ciotki św. Kingi. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość- Wszyscy myślą o św. Kindze jako klarysce, ale ona przez 10 lat, zanim wstąpiła do zakonu (była w nim tylko trzy lata przed swoją śmiercią), mieszkała tutaj obok klasztoru i jako księżna sądecka zarządzała swoimi dobrami. Dbała o rozwój gospodarczy, sprowadzając osadników, zakładając wsie, ustanawiając parafie (m.in. w Biegonicach). Miała ogromny wpływ na rozwój społeczny, gospodarczy, religijny i kulturalny tej ziemi.
Miasto słynęło z końskich jarmarków. Dzisiaj konia nie uświadczysz, ale jabłka już tak... ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćMiała niezwykły talent i zmysł ekonomiczny. Mogłaby być dzisiaj nie tylko managerem jakiejś wielkiej firmy, ale osobą zdolną do piastowania urzędu premiera czy prezydenta. To był dobry człowiek, życzliwy, kochający swoją ziemię, zaangażowany w sprawy drugiego człowieka, cechowała ją wielka szlachetność charakteru, inteligencja - mówi Danuta Sułkowska. A przy tym - jak podkreśla pan Andrzej - Kinga łączyła służbę państwu z żywą wiarą i religijnością, której dawała publiczny wyraz fundując klasztory, parafie, kościoły. Wcale jej to połączenie prze przeszkadzało. Ponadto mogła żyć w wielkim dobrobycie, ale wybrała skromność, ubóstwo wręcz, tyle, ile było konieczne do przeżycia - dodaje dyrektor muzeum.
Ślad świętości
Decydującym dla sanktuaryjnego charakteru Starego Sącza była nie tyle zaradność Kingi, co jej święte życie. Zostawiła w pamięci ludzi taki ślad, że jeszcze za życia uważano ją za świętą. I tak było przez co najmniej 400 lat po jej śmierci. - Przecież Kingę beatyfikowano w 1690 roku! Sądeczanie „kanonizowali” ją wiele wieków wcześniej. O Kindze jak tylko świętej i patronce inaczej tutaj nie mówiono. Była w ludziach świadomość, że Kinga czuwa nad miastem, opiekuje się nim, chroni je od złego. Tak myśleli o niej mieszkańcy innych sądeckich miast i wsi - mówi pani Danuta.
Św. Kinga wita wjeżdżających do miasta z kapliczki przy rondzie im. Ady Sari. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćLudzie przyjeżdżali prosić Kingę o opiekę, ale i dziękować jej za różne łaski, o czym świadczą kroniki klasztoru. Kinga tak mocno złączyła się ze Starym Sączem, że nazywano to miasto - miastem św. Kingi. To było powszechne przeświadczenie. O przywiązaniu do patronki świadczą nadawanie jej imienia dziewczynkom, ustawianie jej figurek we wnękach na ścianach frontowych domów, figur przydrożnych, wieszania jej obrazów w domach.
- Myśmy już od urodzin wchodzili w tradycję wielkiej miłości do św. Kingi, jaka była w naszych rodzinach. To było niejako naturalne, że ona jest nam bliska, jest naszą patronką, opiekuje się swoim miastem - mówi pani Danuta.
Jak podkreśla pan Andrzej, ważne są budynki, ale ważniejsze są serca. To w nich żyła świadomość świętości Kingi i przywiązanie do niej.
Duchowy rdzeń
Najważniejszym miejscem w Starym Sączu, związanym ze św. Kingą, jest klasztor klarysek, co prawda z barokowym wystrojem, ale gotycką architekturą budynku. Uwagę przykuwa nie tylko sklepienie krzyżowo-żebrowe w prezbiterium, ale również piętro z widocznym witrażem kaplicy sióstr klarysek, a także kapitularz z kolumną mającą kształt palmy, podtrzymującą sklepienie. Właśnie to miejsce jest sanktuarium św. Kingi par excellance. Nad duchem tego miejsca czuwają klaryski, które oparły się przemijaniu, kolejnym władcom i tyranom, żyjące duchem św. Klary i św. Kingi, realizujące testament swojej fundatorki poprzez modlitwę i pracę w ukryciu przed światem, a jednocześnie będąc w nim obecne.
Danuta Sułkowska czuje się u klarysek jak w domu, choć za klauzurą nigdy nie była. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość- To duchowe centrum Sądecczyzny. Tak było przez wieki i jest do dzisiaj. Dla nas jest to niezwykle ważne, że siostry są z nami od tylu wieków! Ta niezmienność stylu ich życia, modlitwy, pracy, życia ukrytego za klauzurą, jest niezwykła. Ich służba światu, ludziom - to kolejny rys charyzmatu obecności sióstr. Modlitewne SOS tej ziemi, i nie tylko tej. Urzeka mnie ich głęboka wiara, autentyzm powołania, życie spełniające się właśnie w ten sposób, w zamknięciu przed światem, a przy tym radosne, czasem żartobliwe. Dla mnie to jest wielka tajemnica - przyznaje pani Danuta.
Źródełko św. Kingi znajduje się blisko klasztoru. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćJak przy wielu sanktuariach, tak i tutaj bije cudowne źródełko, znajdujące się blisko klasztoru, przy wąskiej, biegnącej wzdłuż skarpy uliczce, ocienionej łagodną zielenią. Źródełko z legendą w tle o księżnej, która troszcząc się o wodę dla mieszkańców miasta, uderzyła swoją laską w ziemię, z której wytrysnęła chłodna, żywa woda. - Jest bardzo czysta i dobra. Dawniej woda płynęła bezpośrednio z ziemi, a później wydrążonym pniem, dzisiaj źródło jest obudowane. Ludzie przyjeżdżają z daleka wierząc, że z wiarą i modlitwą woda przyniesie im uzdrowienie - mówi pani Danuta.
Bieg w przyszłość
Płynąca ze źródełka woda przypomina, że czas płynie i nie da się go zatrzymać. Można jednak ponad wiekami dzielącymi nas od św. Kingi przerzucić mosty, łączące nas z jej postacią i życiem. Takim „mostem” jest sam Stary Sącz, ogłoszony w 2018 roku pomnikiem historii. Mostami są też aktywni starosądeczanie działający w różnych stowarzyszeniach, organizujący Festiwal Muzyki Dawnej, konkursy dla uczniów szkół, a nawet nocny bieg rozświetlonymi uliczkami starówki.
Julia Dziedzic biega i organizuje m.in. Nocny Bieg św. Kingi. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćJulia Dziedzic ze Stowarzyszenia Aktywny Stary Sącz organizuje ten bieg już szósty raz z rzędu. Jak motywuje jego istnienie w starosądeckim kalendarzu wydarzeń? - Stary Sącz i klasztor istnieją dlatego, że stworzyła je św. Kinga. Była aktywną kobietą, którą my, po wiekach, staramy się naśladować, choć pewno zaskoczyłby ją nasz pomysł - śmieje się pani Julia. Chodzi o Nocny Bieg im. św. Kingi. Start ma miejsce na dziedzińcu klasztoru, który siostry udostępniają biegaczom. - Wyglądamy jak pszczółki, które wylatują z ula - śmieje się organizatorka i biegaczka. Ma na swoim koncie m.in. 26 maratonów w różnych miastach Europy.
Nocny Bieg św. Kingi w tym roku odbył się na początku czerwca, to dobry sposób na promocję postaci fundatorki miasta, ale też zdrowia. - Chcemy, żeby społeczeństwo było zdrowe, radosne, żeby doświadczało wysiłku, który przynosi radość. Bieganie uczy też pokory, bo czasem w życiu trzeba się pogodzić się z tym, że przegrywamy. Czasem trzeba się nauczyć być ostatnim. Uczy też współdziałania, tworzenia rodziny biegowej - dodaje pani Julia. Stowarzyszenie Aktywny Stary Sącz organizuje też inne zawody: Bieg o Puchar Miejskiej Góry, dla dzieci Bieg Kumaka i Bieg Sylwestrowy.
Święte miejsce
Sącz Kingi oparł się przemijaniu, tak jak ona sama, i jak siostry klaryski, modlące się tutaj w ukryciu od prawie 800 lat. „Kiedy wpatrujemy się w postać Kingi, budzi się to zasadnicze pytanie: Co uczyniło ją taką postacią poniekąd nieprzemijającą? Co pozwoliło jej przetrwać w pamięci Polaków, a w szczególności w pamięci Kościoła? Jakie jest imię tej siły, która opiera się przemijaniu? Imię tej siły jest miłość” - mówił Jan Paweł II 25 lat temu. W Starym Sączu o miłości św. Kingi mówi całe miasto, klasztor, ale przede wszystkim ludzie, przekonani od wieków, że ona i jej gród to jedno.
Zobacz film:
Stary Sącz - sanktuarium św. KingiW interesujący sposób mówił o tym często ks. Józef Tischner, który był urzeczony miastem, klasztorem, siostrami, nagrywającymi jego starosądeckie kazania. Już w jednym z pierwszych mówił: „Przyszliśmy tutaj do miejsca świętego. Świętego miejsca. Przyszliśmy po to, aby się spotkać: aby się spotkać z Jezusem Chrystusem i aby się spotkać z tymi, którzy w tym miejscu dokonali ofiary ze swojego życia. Przyszliśmy tutaj po to, ażeby na tym miejscu siebie uświęcić. Żeby coś ze świateł historii, które tu promieniują, wziąć do naszego serca”.