W Okocimiu koło Brzeska przy miejscowym kościele odbył się III Zjazd Motocyklowy.
Imprezę nakręcają God's Guards, czyli stowarzyszenie księży jeżdżących na motocyklach, parafia Okocim, Stowarzyszenie "Okocim od Serca".
Motocykliści spotkali się najpierw na Mszy św. w kościele parafialnym. - Eucharystia jest najpiękniejszą modlitwą w naszym życiu. Dziś modlimy się za was, w waszych intencjach, w intencjach waszych rodzin - mówił ks. Wiesław Pieja, proboszcz parafii Okocim, sam także aktywny motocyklista.
Okocim. Przejazd kolumny motocyklistówNa tę rodzinną imprezę przyjechało znów ponad 500 uczestników. Z tej dużej liczby ponad 50 było z Tarnowa, 72 - z grupy pobliskich Jadownikach, 35 - ze Szczurowej, 19 - z Bochni, a pozostali z jeszcze ponad 40 dalszych miejscowości. Po Mszy św. przejechali w kolumnie trasą Okocim-Jadowniki-Porąbka Uszewska-Łoniowa- Gnojnik-Uszew-Okocim. Później wzięli udział w festynie. Zanim jednak wyjechali na trasę, odbyło się - przy głośnym warkocie, dźwiękach przegazowywanych maszyn - błogosławieństwo motocyklistów. - Tradycyjnie na cześć tych, którzy byli z nami, a dziś ich nie ma, bo przemierzają niebieskie autostrady, niech sygnał i dźwięk motocykli niech się wzniesie u niebu - zachęcał ks. Mariusz Florek, wikariusz z Okocimia, członek grupy God's Guards.
Słowo Boże głosił także motocyklista ks. Krzysztof Pach z Sufczyna, który sam mówi o sobie, że w porównaniu z wieloma innymi jest wciąż początkujący. - Zauważam pewne podobieństwo między amboną a motocyklem, bo zawsze kiedy przyjeżdżam do innego kościoła, zastanawiam się, czy będę wystawał znad ambony. Podobnie mam z motocyklem - nie wiem, czy dosięgnę do ziemi. Pewnie dlatego wysokie motocykle turystyczne są dla mnie raczej niedostępne, stąd jeżdżę na kawasaki ninja. Mały, ale wariat. Może to coś mówi też o mnie? - zastanawiał się.
Proboszcz okocimski ks. Wiesław Pieja na czele kolumny motocyklowej. Grzegorz Brożek /Foto GośćW kazaniu zwrócił uwagę na pasję, jaką dzielą motocykliści. - Wyobrażacie sobie, trzymając w garażu cokolwiek, co ma 125 czy 650, czy 1200, czy nawet 2000 cm sześc. pojemności (pozdrawiam tego pana, który jeździ takim dwulitrowym smokiem), wyobrażacie sobie, że swojego syna, córki, wnuka nie zabierzecie do garażu, nie pokażecie motocykla, nie zabierzecie syna, gdy będziecie polerować chromy przed kolejnym zjazdem? Nikt sobie nie wyobraża, żeby nie dzielić się co najmniej z najbliższymi swoją pasją - mówił. To dlaczego, pytał, jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi, a wiara w życiu człowieka jest czymś niesłychanie ważnym, mamy czasem opory, by mówić o Bogu, o jego miłości?
- W byciu motocyklistą, z całym pakunkiem tego świetnego folkloru, z tym wszystkim powiązany jest potężny autorytet. Jeżdżąc na różne zjazdy, zauważacie te rozmarzone oczy dzieci, które podziwiają jedną, drugą, trzecią maszynę. Zapytacie, co to za autorytet, powiecie, że inaczej się zdobywa autorytet. Ale gdy się patrzy na was, odzianych w skóry, dosiadających tych wspaniałych motocykli, widać ludzi, którzy życie przeżywają z pasją, a nie nijako, co jest jednym z większych zagrożeń współczesnego świata. Więc kiedy młody chłopak, dziewczyna na szyi, na piersiach groźnie wyglądającego motocyklisty zobaczy krzyż, to może nie wypowie tych wszystkich swoich głupot, które być może w sercu i w głowie nosi, bo będzie czuć respekt albo nie uczyni tego z szacunku do waszego autorytetu. Chcę powiedzieć, że pasję można wykorzystać w naturalny sposób do przekazu wiary, przez świadczenie o niej w najprostszy sposób: nosząc krzyż, zachowując kulturę. Te zadania stoją przed nami zwłaszcza w świecie, który Pana Boga - wydaje się - coraz mniej chce. Takie zadanie pewnie stoi przed nami, żeby rozpalać serce człowieka do pasji, ale i do wiary w Pana Boga - dodał kaznodzieja.