W Trzcianie koło Mielca odbył się kolejny dekanalny wieczór uwielbienia.
Od pewnego czasu działa w ramach dekanatu Mielec-Północ Rada Dekanalna. – Składa się ona z przedstawicieli rad parafialnych z poszczególnych parafii. I jedną z inicjatyw tejże rady były dekanalne wieczory uwielbienia, adoracje Najświętszego Sakramentu, które odbywają się w kolejnych kościołach – informuje ks. Andrzej Gadzina, proboszcz parafii Trzciana koło Mielca.
Jak dotąd takie wieczory odbyły się w bazylice pw. św. Mateusza, w Ziempniowie, w Chorzelowie. Teraz to modlitewne spotkanie odbyło się też i w Trzcianie.
– W gruncie rzeczy te adoracje, wieczory uwielbienia to jest inicjatywa ludzi świeckich. U nas włączyli się we wspólną modlitwę róż różańcowych rodziców modlących się za dzieci, róż żon modlących się za mężów, i odwrotnie, mężów modlących się za żony, była przedstawicielka Margaretki i mężczyzn z Grupy św. Józefa. Za aprobatą księdza i jego opieką bierzemy część życia duchowego parafii w swoje ręce. Chcemy nie tyko brać, ale i dawać, swoje zaangażowanie – mówi Łukasz Leś z Trzciany, który należy do Rady Dekanalnej.
Form zaangażowania jest w Trzcianie coraz więcej. Rzeczą, z której się bardzo cieszą parafianie ostatnimi czasy jest grupa teatralna, która działa z pewnymi sukcesami. Bardzo ładnym obrazem dzielenia się odpowiedzialnością są parafialne festyny. Tegoroczny musiał zostać przeniesiony na czas po wakacjach, ale wyglądają zawsze tak samo. Każdy przynosi co kto może. Są ciasta, owoce, przekąski, napoje. Dla dzieci wiele atrakcji w postaci choćby nieśmiertelnych dmuchańców, z których można korzystać za „Bóg zapłać”, czyli za darmo. To co ludzie przynoszą ląduje na wspólnym stole, z którego każdy może wziąć co chce. Przypomina to rodzinne przyjęcie, spotkanie i jest metaforą tego, co dzieje się tu także na płaszczyźnie religijnej.
– Ludzie nie mają problemu z zaangażowaniem, są odważni, nie trzeba prosić. Kilkanaście lat temu, kiedy przychodziłem do tej parafii, powiedziałam, że będę błogosławił inicjatywom świeckich, bo wiem, że kiedy ksiądz sam próbuje zrealizować własną ideę, to niekoniecznie ma szansę powodzenia – dodaje ks. Andrzej.