Wcześniej u św. Franciszka w Asyżu, a potem u św. Antoniego w Padwie. Kąpali się w Morzu Tyrreńskim i w Adriatyku. Skończyli pielgrzymkę u Matki Bożej Jedności Narodów Europejskich na Monte Lussari w Alpach.
Ministranci i lektorzy z łąckiej parafii odbyli autokarową pielgrzymkę od Morza Tyrreńskiego i Adriatyckiego po alpejskie szyty. Wyjechali z domów w święto Jana Chrzciciela - patrona ich parafii, a wrócili 3 lipca.
- Pielgrzymka miała iście franciszkański nurt, bo zaczęliśmy od Asyżu, a potem przez Rzym udaliśmy się do Padwy. Skończyliśmy u Matki Bożej Jedności Narodów Europejskich na Monte Lussari w Alpach. Naszą pielgrzymkę zamknęło niejako motto przeczytane w muzeum Ferrari, które odwiedziliśmy, że „trzeba myśleć jak zwycięzca i żyć jak zwycięzca”. Wyraźnie poruszyła chłopaków wizyta u bł. Carlo Acutisa i uświadomiła, że w dresie też można być świętym, a kiedy zaraz później pojechaliśmy do grobu św. Franciszka - świętego w habicie, sprzed wielu wieków, to połączenie to wywołało nowe refleksje. W Rzymie odwiedziliśmy bazylikę św. Piotra w przeddzień jego uroczystości, dotykając niejako korzeni chrześcijaństwa. Zaskoczyło nas jedynie to, że nie mogliśmy pomodlić się przy grobie św. Jana Pawła II. Kaplica ta na ten moment stała się zakrystią, a przez to dla chłopaków jako Liturgicznej Służby Ołtarza nasz papież paradoksalnie stał się jeszcze bliższy - relacjonuje pielgrzymkę jej organizator ks. Jan Kurek, wikariusz w Łącku.
W wyjeździe uczestniczyło 51 osób, od trzeciej klasy szkoły podstawowej do trzeciej klasy szkoły ponadpodstawowej, czyli to dokładny przekrój Liturgicznej Służby Ołtarza, która w Łącku liczy aż 169 ministrantów i lektorów. Pielgrzymka stała się okazją nie tylko do wypoczynku, ale też formacji, zgłębiania piękna i znaczenia liturgii, poznawania symboliki miejsc obecnych w kościele, jak choćby ołtarz, w którym umieszcza się relikwie męczenników.
- Wyraźnie przez tę pielgrzymkę prowadziło nas słowo Boże. Obserwowałem, jak w niejednym oku zakręciła się łza, jak na twarzach chłopaków było widać zatrzymanie i zamyślenie, jak ten wyjazd ich dotyka i przemienia. Z dnia na dzień stawaliśmy się coraz bardziej rodziną troszczącą się o siebie jak bracia, jak pierwsi chrześcijanie. Ta troska starszych chłopaków o młodszych, to braterstwo, które obserwowałem choćby przy wsiadaniu do autobusu czy podczas plażowania, kiedy starsi opiekowali się młodszymi, zrobiło na mnie osobiście największe wrażenie - mówi ks. Jan Kurek.