Te rekolekcje odbywają się z korzyścią dla wszystkich - nie tylko tych, dla których są organizowane, ale także prowadzących i wolontariuszy. Budzą podziw mieszkańców.
W Ochotnicy Górnej od 1 do 12 lipca odbywała się oaza, zorganizowana przez Katolickie Stowarzyszenie Przyjaciół Niepełnosprawnych Ruchowo "Cyrenejczyk", działające w diecezji tarnowskiej od 1997 roku. Wzięło w niej udział 21 osób z niepełnosprawnościami, 20 wolontariuszy, łącznie z 9 klerykami. W sumie z obsługą liczyła ona 53 osoby. Oazę poprowadził ks. Krzysztof Wiercioch, wikariusz z Gnojnika.
Od roku 1986 w diecezji tarnowskiej istnieje duszpasterstwo niepełnosprawnych ruchowo, które pod swoją opieką ma ponad 1500 osób z niepełnosprawnościami fizycznymi. Na jego bazie w 1997 r. powstało stowarzyszenie Cyrenejczyk, które jest organizatorem oaz. FB Cyrenejczyk
- Na co dzień nie mam styczności z takiego rodzaju duszpasterstwem, więc początkowo nie brakowało obaw, czy znajdę właściwą formę przekazu zaplanowanych treści. Rekolekcje przeżywaliśmy pod hasłem zaczerpniętym z tegorocznego orędzia papieża Franciszka do chorych: "Nie jest dobrze, by człowiek był sam". Szybko okazało się, że nie metody i formy przekazu są tu najcenniejsze, ale przede wszystkim bycie z podopiecznymi, poświęcony im czas na rozmowy, wysłuchanie, towarzyszenie. To było dla nich ważne, za to dziękowali - mówi ks. Wiercioch, a to pokazuje, że hasło udało się zrealizować przede wszystkim w praktyce.
Rodzinna atmosfera oazy to także zasługa podopiecznych - to oni przełamują bariery. Raz spowodowane jest to tym, że zwyczajnie potrzebują pomocy, ale też są z natury otwarci i bezpośredni. Poza tym to często weterani oaz. Niektórzy byli z
- Dla kleryków to forma przygotowania do posługi w przyszłości - w szpitalach, ośrodkach czy wobec chorych w parafiach, ale też okazja do tego, aby lepiej zrozumieć sytuację osób z niepełnosprawnościami, będących w większej potrzebie, a jednocześnie wszyscy możemy docenić wartość tego, co mamy sami. Podobnie jest z pozostałymi wolontariuszami. Niesamowite jest to, z jak wielką radością i oddaniem, bez lęku i zupełnie naturalnie wszyscy pomagali podopiecznym. Z podziwem patrzyli na to także miejscowi, z których życzliwością spotykaliśmy się na co dzień. Przynosili nam ciasta, ciastka, miody. Filarem tego był miejscowy proboszcz ks. Stanisław Kowalik, który także nas wspierał i odwiedzał - opowiada kapłan.
Oazowe prymicje ks. Kamila Porębskiego. FB Cyrenejczyk
Ochów i achów można by wyliczać i kierować w kierunku miejscowych gaździn dużo więcej. Dbały o oazowiczów i odwiedzały ich nieraz, także z lokalnymi muzykantami. Ponadto oazowicze przeżyli prymicje. Razem z ks. Kamilem Porębskim cieszyli się darem jego kapłaństwa i modlili się o nowe powołania. Wspólnie byli także w Zakopanem i na Gubałówce oraz złożyli wizytę Królowej Podhala w sanktuarium w Ludźmierzu.